Ostatnio koleżanka, która jest oazową animatorką powiedziała mi, że gdy modlimy się w milczeniu słyszy nas tylko Pan Bóg, a Maryja, Święci i Anioł Stróż - nie. Ta wiadomość mną wstrząsnęła, ponieważ często w trudnych sytuacjach mówię sobie w myślach ,,Pod Twoją obronę" lub ,,Aniele Boży" albo proszę o wstawiennictwo świętych. A teraz słyszę, że moje modlitwy szły w próżnię! Czy to prawda? Proszę o pomoc, już nie wiem, co mam myśleć...

Zagubiona

 

Sądzę, że zaszło nieporozumienie. Przypuszczalnie koleżance chodziło o to, że tylko Bóg ma wgląd w nasze myśli bez względu na to, czy do Niego mówimy czy też nie.

Pamiętasz zapewne fragment Ewangelii wg św. Łukasza o uzdrowieniu paralityka. Kiedy przyjaciele chorego spuścili go przez dach do izby, w której był Pan Jezus On widząc ich wiarę rzekł: „Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: "Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?" Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: „Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: "Odpuszczają ci się twoje grzechy", czy powiedzieć: "Wstań i chodź"? (Łk, 5, 20-23)

W tym fragmencie widać wyraźnie, że Pan Jezus, druga Osoba Trójcy Świętej ma boski dar wglądu w ludzkie myśli. Jest to zrozumiałe – On jest Stwórcą człowieka. Najświętsza Maryja Panna, aniołowie i święci są stworzeniami i tego daru nie mają. Natomiast, gdy zwracamy się do nich bezpośrednio – słyszą nas. Nie musimy tej modlitwy wypowiadać na głos. Wystarczy, gdy w myśli powiemy: „Pomóż mi, dziękuję, kocham Cię”. To samo odnosi się do modlitw „Pod Twoją obronę”, „ Aniele Stróżu”, modlitwy do świętych.

To, że zwracasz się do „niebieskich przyjaciół” w różnych sytuacjach Twojego życia (a nie tylko w kościele lub w czasie przeznaczonym specjalnie na modlitwę) wspaniale świadczy o Twoim życiu wewnętrznym. Przecież tak naprawdę życie chrześcijanina polega na tym, aby modlić się nieustannie. Jak to pisze św. Paweł w Liście do Tesaloniczan (5, 16-18) zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie!  W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

Kolega szkolny Karola Wojtyły – późniejszego Ojca Świętego Jana Pawła II, a dziś błogosławionego –  wspominał wspólną naukę z Karolem w jego domu. Po przerobieniu jakiejś części materiału, Lolek poszedł na chwilę do drugiego pokoju. Jego kolega zajrzał przez uchylone drzwi i zobaczył Karola na kolanach.

Ten nawyk wplatania modlitwy w codzienne zajęcia przyszły papież rozwijał na różne sposoby, przy czym nie rezygnował z tego, czego nauczył się w dzieciństwie. Szczególny kult mam do Anioła Stróża – pisze w autobiograficznej książce „Wstańcie, chodźmy!” –  Od dziecka, jak pewnie wszystkie dzieci, wiele razy modliłem się: „Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój... bądź mi zawsze ku pomocy, strzeż duszy, ciała mego..." Mój Anioł Stróż wie, co robię. Moja wiara w niego, w jego opiekuńczą obecność stale się we mnie pogłębia. Św. Michał, św. Gabriel, św. Rafał to Archaniołowie, których często na modlitwie przyzywam. W tej samej książce czytamy: Gdy spotykam człowieka, to już się za niego modlę i to zawsze pomaga w kontakcie z nim.

Czy nieodrabianie prac domowych to grzech? Chodzi mi też o nieuczenie się itp.

Emila

 

Droga Emilo,

Prawdopodobnie znasz historię Robin Hooda, który słynął z umiejętności strzelania z łuku. Robił to tak doskonale, że nie tylko potrafił trafić z dużej odległości , ale następną strzałą trafić w strzałę już tkwiącą w celu – czyli precyzja stuprocentowa.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w języku grecki grzech (hamartia) oznacza „nie trafić do celu”. Spróbujmy zatem określić ów cel, a raczej cele.

Cel pierwszy: Z całą pewnością Robin Hood nie zdobył swojej umiejętności bez wysiłku. Musiał dużo ćwiczyć (czytaj: uczyć się). Przypuszczalnie nie od razu stał się mistrzem, wiele wysiłku wkładał w doskonalenie swojej umiejętności. Tak samo jest z każdym człowiekiem – uczniem w szkole i dorosłym pracującym w swoim zawodzie.

Cel drugi: Jeśli nie przygotowujemy się do lekcji, to marnujemy wysiłek innych – nauczyciela, oraz koleżanek i kolegów. Zaległości jednej lub kilku osób wpływają na pracę całej klasy – opóźniają ją, utrudniają, czasem wręcz uniemożliwiają. 

Cel najważniejszy: relacja z Panem Bogiem. On jest naszym celem, chcemy codziennie się do Niego zbliżać. Służą temu różne praktyki pobożności. Ale służy także naśladowanie Pana Jezusa. W Ewangelii św. Łukasza czytamy o rozmowie dwunastoletniego Jezusa z nauczycielami w świątyni: Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Oczywiście, przemawiała przez Niego Mądrość Boża, ale posiadł ją również w sposób ludzki – ucząc się jak każde dziecko. Każde jego działanie – także nauka – jest dla nas drogowskazem jak „trafiać do celu”, czyli żyć w przyjaźni z Panem Bogiem. A jeśli zmylimy drogę, ulegniemy słabości, na przykład spędzimy czas nauki przy telewizorze lub komputerze i przez to nasza strzała w ogóle nie trafia w tarczę? Wtedy szczęśliwie mamy spowiedź. Dzięki temu sakramentowi nabieramy sił, aby znowu napiąć łuk i precyzyjnie wycelować strzałę.

Stańmy zatem obok Robina na konkursie strzelniczym, którym jest każdy nasz dzień. Tarcza wydaje się odległa, ale widzimy ją wyraźnie. To wyraźne widzenie w relacjach z Panem Jezusem nazywamy wrażliwością sumienia. Zdobywamy ją dzięki żalowi za grzechy i regularnej spowiedzi. W ocenie naszego działania nie koncentrujemy się już tylko na tym, aby nie popełnić grzechu, ale staramy się, by robić jak najlepiej, by dążyć do rzeczy najlepszych. Człowiek, który stara się tylko o to, by nie przekroczyć prawa jest jak łucznik, któremu wystarczy trafić w tarczę – obojętnie gdzie, byleby strzała nie wleciała w krzaki. Człowiek wrażliwego sumienia chce z miłości do Pana Jezusa spełnić swoje zadanie jak najlepiej – wkładając maksimum możliwego wysiłku, talentu i prosząc o pomoc Ducha Świętego. Wówczas możemy być pewni, że nasze strzały osiągną cel – sprawimy radość Panu Bogu.

PS. Zastanawiałem się, czy przykład Robin Hooda jest dobry przy odpowiedzi na pytanie dziewczyny. Ale przecież on miał żonę – Lady Marion, która również strzelała z łuku. I to znakomicie!

Czemu szatan kusi? Czy jest mocniejszy od Boga, że my jemu ulegamy i grzeszymy?

 

Oglądałem kiedyś film przygodowy, którego bohater został uwięziony. W dół osuwał się sufit grożąc mu zmiażdżeniem. Dźwignia blokująca ten mechanizm znajdowała się w otworze pełnym wielkich robaków.  Ktoś przybył z pomocą, przemógł obrzydzenie, włożył rękę do otworu i przesunął dźwignię. Sufit stanął, a drzwi od pułapki się otworzyły.

Podobnie jest w życiu duchowym. Pokusa to znak, że nadciąga niebezpieczeństwo – jak ten sufit, który się osuwa. Szatan kusi człowieka, bo chce, aby zgrzeszył i pogrążył się w tak zwanej śmierci duchowej.

Kto może przesunąć dźwignię? Pan Jezus. On nie tylko ma moc, aby nas obronić, ale wie, jak to działa, bo sam też był kuszony. Kiedy umierał, niektórzy wołali: „Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża”. Czy nie mógł tego zrobić? Owszem, mógł. Ale z miłości do człowieka wytrwał do końca, podzielił nasz los i umarł nie ulegając pokusie. Świadectwem tego, że zwyciężył stało się zmartwychwstanie – nowe życie. To jest znak, że Bóg jest mocniejszy od śmierci i jej ojca – szatana.

Jeśli ulegamy pokusie, to dlatego, że nie korzystamy z łaski wysłużonej nam przez Pana Jezusa, czyli – mówiąc inaczej – nie przyjmujemy Jego wyciągniętej do nas ręki.

 

Podczas modlitwy ,,Niechaj Będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament"....zamiast słowa Przenajświętszy w myślach pojawia mi się wulgarne słowo. Bardzo tego nie chcę. Czy to grzech ciężki i czy to w ogóle grzech, jeśli to słowo samo się pojawia?

 

„Kiedy weszłam na do kaplicy, zawsze doznawałam większych udręk i pokus. Nieraz całą Mszę świętą walczyłam z myślami bluźnierczymi, które się cisnęły na usta moje”. Napisała to wielka święta, siostra Faustyna Kowalska.

Pokusa nie jest grzechem tak długo, jak długo na nią nie pozwalamy. Można ją porównać do zarazka, który atakuje nasz system odpornościowy, ale nie powoduje choroby.

Wiadomo jednak, że organizm osłabiony jest podatny na chorobę, dlatego trzeba go wzmocnić – przez dobre odżywianie, sen, ciepły ubiór, gdy jest chłodno. Takim wzmocnieniem duszy w przypadku zarazków duchowych jest spowiedź. Święta Faustyna pisze, że kiedy zbliżała się do kratek konfesjonału już odczuwała większy spokój.

Nie mamy obowiązku spowiadać się z pokus, bo to nie grzech, ale kiedy o nich mówimy, otrzymujemy łaskę do walki z nimi.

Czy można się modlić w różnych pozycjach? Np. gdy jestem w łóżku, idę spać. Czy można się modlić siedząc w aucie?

Natalia

 

Droga Natalio,

Wyobraźmy sobie, że odwiedza Cię Twoja przyjaciółka. Pierwsze słowa zamieniłyście na stojąco, potem pewnie gdzieś usiądziecie, jeśli będzie ładna pogoda, to wyjdziecie i będziecie rozmawiać spacerując. A przed spaniem wyślecie sobie SMSa „na dobranoc”.

Modlitwa nie jest niczym innym jak rozmową z naszymi najlepszymi przyjaciółmi, z tą tylko różnicą, że nie widzimy ich naszymi oczami ani nie słyszymy naszymi uszami. Pan Jezus, Matka Boża, Anioł Stróż, święci widzą nas i słyszą nas, są przy nas obecni, a my możemy komunikować się z nimi dzięki wierze.

Dlatego można się modlić w każdej sytuacji. Czymś bardzo dobrym jest skierowanie ostatniej myśli przed zaśnięciem ku Panu Bogu, gdy już leżymy w łóżku. Podróż w samochodzie można wykorzystać, na przykład, aby odmówić różaniec.

Istnieje jednak pewne „ale”. Świadomość, że można się modlić w różnych okolicznościach, w każdym czasie i w każdej pozycji może w pewnych sytuacjach służyć nam do usprawiedliwienia naszej słabej woli. Jest to choroba, której potoczna nazwa brzmi „nie chce mi się”. I tak – nie chce mi się uklęknąć wieczorem do pacierza, to pomodlę się w łóżku, nie chce mi się wstać parę minut wcześniej rano – to pomodlę się w samochodzie. I wtedy już powinno się nam włączyć światełko alarmowe. Bo tak naprawdę oznacza to, że nie traktujemy Pana Boga poważnie.

Jest takie przysłowie, które mówi, że Pan Bóg najlepiej wchodzi kolanami. Chociaż możemy modlić się w różnych okolicznościach i w związku z tym w różnych pozycjach, to warto pamiętać o tym, że przez tak zwaną „mowę ciała” również wiele przekazujemy naszemu Rozmówcy. Modlitwa na kolanach wyraża naszą najgłębszą cześć i oddanie Panu,  modlitwa na siedząco pokazuje,  że chcemy Mu opowiadać o naszych sprawach i słuchać Go, zaś modlitwa na stojąco (np. Anioł Pański) to z kolei znak gotowości służenia innym.

 

Czy jeżeli mamy powołanie to zostajemy z tym sami, czy też możemy zwrócić się do kogoś o pomoc w tej sprawie?

Marta

 

Droga Marto,

Cieszę się, że pytasz o to, tym bardziej, że imię Marta jest bardzo ważne, gdy mowa jest o powołaniu. Jak zapewne pamiętasz w Ewangelii występują dwie siostry: Maria i Marta, które wraz z bratem Łazarzem często gościły Pana Jezusa w Betanii. W tradycji Kościoła Maria jest obrazem drogi powołania kontemplacyjnego a Marta – czynnego.

Warto zauważyć, że każdy człowiek ma powołanie – nie tylko osoby duchowne. Autentycznym chrześcijańskim powołaniem jest na przykład małżeństwo. Każdemu z nas Pan Bóg przygotował drogę, która ma nas doprowadzić do Nieba. Naszym obowiązkiem jest tę drogę rozpoznać i nią pójść. Pan Bóg zatroszczył się też o to, abyśmy nie byli na niej sami.

Kiedy znajdujemy się w nieznanym nam miejscu, to rozglądamy się za osobą, która może znać drogę i wskaże nam kierunek. Tym bardziej powinniśmy rozejrzeć się za kimś, kto może nam doradzić w tak ważnej sprawie jak wybór drogi życia. A zatem w sprawie powołania nie tylko można, ale trzeba się zwrócić o radę. Powinien to być ktoś komu ufamy, kto ma duże doświadczenie i roztropność. Pomocne w rozeznaniu powołania mogą okazać się różnego rodzaju wyjazdy rekolekcyjne. Warto też poszukać dobrego kierownika duchowego, którego możemy sobie wymodlić.

Serdecznie pozdrawiam Natalię i Martę, a wszystkim życzę dobrego roku szkolnego 2012/2013

Paweł Zuchniewicz

 

Ksiądz powiedział, że zwierzęta mają duszę, ale zwierzęcą, inną. Tylko co to znaczy? To mogą iść do nieba czy nie? Czy po śmieci spotkam mojego ukochanego patyczaka...? Nie jestem sarkastyczny...

Łukasz

 

Drogi Łukaszu,

W Księdze Rodzaju czytamy o wszystkim, co się porusza po ziemi „i ma w sobie pierwiastek życia”. Twoje pytanie dotyczy tego właśnie sformułowana.

Widzimy jak rośliny rosną, zwierzęta się poruszają, ludzie działają. Jest to życie, które nazywamy doczesnym, czyli trwa „do czasu” i kończy się. Dotyczy to każdego – rośliny, zwierzęcia i człowieka. Także w Księdze Rodzaju czytamy, że Pan Bóg tchnął w człowieka tchnienie życia, które sprawia – jak uczy bł. Jan Paweł II, że człowiek różni się od całego świata widzialnego, a w szczególności od istot zwierzęcych. „Tchnienie życia” sprawiło, że człowiek poznaje te istoty, nadaje im nazwy, a równocześnie rozpoznaje, że jest od nich różny.  (…) życie, jakim człowiek został obdarzony w akcie stworzenia, posiada naturę, która przerasta zwykły wymiar cielesny (właściwy zwierzętom).

Chodzi tu o przynależność człowieka do świata ducha. Duch posiada rozum i wolną wolę, których nie mają działające instynktownie zwierzęta. Dlatego teologia mówi, że człowiek posiada duszę duchową - nieśmiertelną. Natomiast dusza zwierzęca umiera wraz ze śmiercią zwierzęcia – tak logicznie dowodzą teologowie. Natomiast oficjalna nauka Kościoła (Magisterium) nie wypowiada się na temat obecności zwierząt w niebie.

Ojciec Jacek Salij, dominikanin mówi tak: „Kiedy jakieś dziecko zasmucone utratą psa lub kota pyta mnie, czy spotka je w niebie, odpowiadam: ‘gdyby ci go brakowało do pełni szczęścia, na pewno będziesz go miał. Ale może tam spotkasz tylu wspaniałych przyjaciół, że już nie będziesz potrzebować swojego zwierzaka”.

Należy przy tym zaznaczyć, że w Piśmie Świętym czytamy o „nowym niebie i nowej ziemi” po Sądzie Ostatecznym. Jest to obietnica dotycząca całego świata stworzonego, także zwierząt. Tak jak Bóg dokonał dzieła stworzenia, tak też dokona jego odnowienia. Jak będzie ono wyglądało? Jest to tajemnica.

Pytasz również, czy maszyna, która potrafi (lub potrafiłaby) wytworzyć świadomość w niczym nie ustępującą ludzkiej zyskuje tym samym duszę? Przyznam, że miałbym ochotę zapytać Ciebie – jak byłoby to możliwe, skoro maszyna nie ma zdolności refleksji?

Twoje pytanie skierowuje też uwagę na bardzo istotne zagadnienie: nie można postawić znaku równości między świadomością a duszą. Gdyby tak było ludzie jej pozbawieni (na przykład nieprzytomni lub w śpiączce) przestawaliby być ludźmi. Co więcej, dusza nie powstaje sama z siebie, lecz daje ją ten, który jest Duchem Doskonałym. Życie jest zawsze owocem daru. Nasze życie cielesne otrzymujemy od rodziców, nasze życie duchowe od Boga.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Paweł Zuchniewicz

Często w Biblii jest napisane, że mamy bać się Boga. Nie wiem jak mam się go bać, gdy on jest dla mnie dobry.

Monika

 

Droga Moniko,

W 1995 roku, podczas Światowych Dni Młodzieży w Manili na Filipinach rozmawiałem z pewnym młodym człowiekiem o imieniu Chris. Opowiadał mi o niezwykłym wydarzeniu, w którym brał udział dziewięć lat wcześniej.  W lutym 1986 Filipińczycy zbuntowali się przeciw dyktatorskim rządom Ferdinanda Marcosa. Była to niezwykła rewolucja, ponieważ ludzie wyszli na ulice z różańcami i modlili się na kolanach, gdy nadciągało wojsko dyktatora. Rewolucja różańcowa zakończyła się zwycięstwem bez przelewu krwi. Zapytałem mojego znajomego, czy on i jego towarzysze nie bali się, gdy zobaczyli czołgi. „Owszem – odpowiedział – ale bardziej baliśmy się Boga”. Wtedy zadałem mu to samo pytanie, które Ty zadałaś. „Jak można bać się Boga, który jest samą miłością?” Przecież nawet św. Jan pisze, że miłość nie zna lęku. Chris uśmiechnął się i wyjaśnił, że tu nie chodzi o paraliżujący strach odczuwany wobec bezlitosnego sędziego, lub jakiejś kary. „My wiedzieliśmy, że Marcos robi źle, że to co robi obraża Boga – mówił. – I gdybyśmy się temu nie sprzeciwili, to w pewien sposób akceptowalibyśmy to, co on robi, a zatem zgadzalibyśmy się z obrazą naszego Pana. Bojaźń Boża to  zupełnie coś innego. Jest to lęk, jaki dobre dziecko odczuwa przed zrobieniem zawodu swojemu ojcu”.

Ta rozmowa bardzo mi pomogła w zrozumieniu modlitwy Jana Pawła II, którą jako osiemnastoletni chłopak usłyszałem z jego ust na Placu Zamkowym w Warszawie, podczas jego pierwszego spotkania (jako papieża) z młodzieżą polską. Ojciec Święty wspominał wtedy modlitwę do Ducha Świętego, którą pokazał mu jego ojciec i sam modlił się z nami m.in. o dar bojaźni Bożej, o którym mówi Psalmista, że jest on początkiem mądrości.

Z pewnością potęga Boga może budzić wielki respekt, a nawet lęk. Święty Piotr po cudzie połowu ryb woła z lękiem: Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny. Nie jest to jednak strach przed karą, czy surowością Boga, lecz świadomość ogromnej przepaści między Jego świętością, a naszą słabością. Dlatego padamy na kolana, gdy na ołtarzu dokonuje się Przeistoczenie, dlatego klękamy starannie i z szacunkiem przechodząc przed Najświętszym Sakramentem. Świadomość własnej nicości i świętości Boga pomaga nam docenić Jego miłość do nas – to, że zstąpił z nieba, stał się człowiekiem i podzielił nasz los włącznie ze śmiercią oraz, że pozostał z nami w Kościele, w sakramentach, a szczególnie w sakramencie Eucharystii.

Bóg pozostaje dobrym ojcem, który patrzy na nas z miłością pragnąc, abyśmy na naszą miarę odpowiedzieli Mu tym samym. Jeśli tego nie czynimy – zasmucamy Go. I tego powinniśmy się bać najbardziej.

                                                           Serdecznie Cię pozdrawiam

                                                           Paweł Zuchniewicz

PS. Otrzymałem bardzo ciekawe pytania od Łukasza: „co to znaczy, że zwierzęta mają duszę oraz czy maszyna wytwarzająca samoświadomość też zyskuje duszę. Spróbuję odpowiedzieć na nie w następnym Małym Gościu.

Czy modląc się rano i wieczorem, trzeba odmawiać zawsze Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu itd? Czy można modlić się np. czytaniami z dnia ze Mszy świętej lub odmówić jakąś część Liturgii Godzin (Jutrznie, Nieszpory, Godzinę Czytań), pomijając te wyżej wymienione modlitwy? Nawiasem mówiąc, w Jutrzni i Nieszporach jest Ojcze nasz.

Łukasz

Drogi Łukaszu,

Bardzo się cieszę, że pytasz o modlitwę, a jeszcze bardziej cieszę się, że pyta o nią chłopak, ponieważ – wbrew obiegowym opiniom – modlitwa to jest bardzo męska rzecz. Jest ona bowiem walką, wymaga odwagi, zdecydowania, wytrwałości, męstwa. Oczywiście – nie tylko mężczyźni są mężni. Pismo święte chwali niewiastę dzielną (Prz 31, 10n), niezwykle mężna była Maryja stojąca pod krzyżem. Od mężczyzny jednak męstwo czy waleczność są wymagane, jako przynależne do jego natury obrońcy.

Mężczyźni modlący się są wielkimi bohaterami Pisma Świętego. Wspaniały jest opis walki Jakuba z Bogiem nad potokiem Jabbok, w którym  – jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego (2573) „duchowa tradycja Kościoła widziała (…) symbol modlitwy jako walki wiary i zwycięstwa wytrwałości”. Król Dawid jest autorem wspaniałych psalmów. Przede wszystkim uczy nas modlitwy Pan Jezus, którego odnajdujemy na rozmowie z Ojcem przed ważnymi decyzjami (np. wybór apostołów), cudami (np. wskrzeszenie Łazarza) i wreszcie w tym dramatycznym opisie modlitwy w Ogrodzie Oliwnym przed pojmaniem.

Ci sami mężczyźni potrafili być bardzo dzielni w życiu - wystarczy wspomnieć na walkę Dawida z Goliatem i na postawę Pana Jezusa podczas Męki. To nie przypadek. Życie bowiem jest takie jak nasza modlitwa. Ona niesie ze sobą wysiłek, zmaganie się, polegające choćby na tym, że musisz wstać nieco wcześniej, aby mieć na nią trochę czasu (a to już kosztuje), że niełatwo jest uniknąć rozproszeń i uzyskać skupienie, aby modlić się nie tylko wargami, ale też umysłem i sercem, a nawet ciałem, którego postawa też jest ważna. „Czuwajcie i módlcie się” – mówi Pan Jezus w Getsemani do zmorzonych snem apostołów. Kto wie, może właśnie dlatego uciekli, że się nie modlili, a Piotr nawet się Go zaparł.

Pytasz o konkretne teksty i ich używanie w Twojej modlitwie.  Każdy z nich ma wielką wartość. Z pewnością nie ma nic złego w tym, że wybierasz różne. Oczywiście, nie jest niezbędne odmawianie Ojcze nasz i Zdrowaś Mario zawsze rano i wieczorem, ale warto pamiętać, że są to modlitwy szczególne, ponieważ pochodzą bezpośrednio od Boga.

 Modlitwa powinna być wolna, podobnie jak spotkanie zakochanych. Miłość jest pomysłowa i wyraża się na wiele różnych sposobów. A przecież modlitwa jest odpowiedzią na miłość Boga do nas.  Osobiście zachęcałbym Cię, abyś – oprócz modlitw rannych i wieczornych – wplatał w swój dzień choćby krótkie chwile przeznaczone na zwrócenie się „ku górze”. Może to być na przykład Anioł Pański. Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Chwała Ojcu są w każdej dziesiątce różańca.  Dzięki takim chwilom w ciągu dnia będzie Ci łatwiej pamiętać o Panu Bogu i coraz bardziej żyć jak człowiek w Nim zakochany.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Paweł Zuchniewicz

 

Mówi się, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. Trochę tego nie rozumiem, przecież ciekawość potrafi być bardzo przydatna. Dzięki ciekawości można coś osiągnąć. Dlaczego ciekawość miałaby być grzechem?

Czytelniczka

 

Droga Czytelniczko,

Być może zdarzyło Ci się przechodzić lub przejeżdżać obok kolizji samochodowej czy nieszczęśliwego wypadku. Zazwyczaj w tym miejscu ustawia się grupa ciekawskich gapiów. Ta ciekawość, zwana jest czasem niezdrową lub pustą, bo gapiom nie chodzi o to, by udzielić pomocy. Oni chcą tylko zaspokoić pewien głód związany ściśle z naszą naturą, zranioną jednak przez grzech pierworodny.

Człowiek – istota myśląca – ma naturalne pragnienie poszerzania swojej wiedzy. Poznawanie świata, ludzi, prawdy jest czymś bardzo dobrym. Bez zdrowej ciekawości nie mielibyśmy wielu wspaniałych wynalazków czy odkryć. Ale to nie jest jedyne oblicze ciekawości. Po grzechu Adama i Ewy (Rdz 3) głód poznania został zanieczyszczony i skutki tego w nas trwają.

Dla przykładu: mamy wspaniałe narzędzie dostępu do wiedzy, jakim jest internet. Nie ruszając się z domu możemy natychmiast dowiedzieć się o wszystkim, co nas interesuje (ciekawi). Szukając informacji, klikamy w kolejne, i kolejne „linki”. Czasem trafiamy w rejony, które doprawdy pożytku nie przynoszą. Straty są zawsze bardzo duże: od marnowania czasu, który można by wykorzystać na coś bardziej pożytecznego po osłabianie swojej woli i umysłu, co przeszkadza w stawaniu się lepszym.

Kolejna sprawa. Czasem łącząc się z internetem, wchodzimy w cudze życie, w cudze cierpienie, w cudze sprawy. Obserwujemy skutki tragicznych wydarzeń w dowolnej ilości. Dobrze, jeśli takie wiadomości pobudzą nas do refleksji, ostrożniejszej jazdy, czy uświadomienia sobie kruchości ludzkiego życia. Często jednak przyglądamy się temu bezmyślnie. Trochę tak, jak tłumek gapiów zebrany wokół ofiary wypadku.

Pod krzyż, na którym umierał Pan Jezus wielu ludzi też przyszło tylko z ciekawości...

Lekarstwem na niezdrową czy pustą ciekawość są łaska Boża i ludzka wola. Łaska płynie przede wszystkim z sakramentów spowiedzi i Eucharystii. Wolę natomiast możemy z pomocą łaski Bożej wzmacniać sami. Na przykład wtedy, gdy rezygnujemy z klikania w kolejny link mimo,  że bardzo mamy ochotę na coś popatrzeć albo powstrzymujemy się od mówienia o innych.

Wtedy niezdrowa ciekawość będzie zastępowana coraz bardziej przez tę właściwą, którą dostaliśmy od Pana Boga po to, by dokonywać nowych fascynujących odkryć.

 

Pozdrawiam Cię serdecznie

Paweł Zuchniewicz

 

Czy jak np. koleżanka się zapyta, czy podoba mi się jej obrazek albo jak zapyta mnie mama czy smakował mi obiad, a ja odpowiem tak, ale tak nie jest, to jest to grzech?

 

Droga Aniu,

Twoje pytanie dotyczy niezwykle ważnej sprawy – jest to szczerość.

Trudności ze szczerością wynikają ze zranienia człowieka przez grzech pierworodny. U jego źródeł leży kłamstwo ("Na pewno nie umrzecie” – mówi szatan do Adama), a skutkami był lęk przed prawdą („skryli się przed Panem Bogiem”). Od tej pory człowiek ma nieustanne problemy ze szczerością, z jej właściwym określeniem i stosowaniem w praktyce. Dlatego, codziennie musimy się jej uczyć i na nowo ją odzyskiwać.

Przede wszystkim szczerość ma być wyrazem miłości: miłości do siebie samego, do bliźniego i do Pana Boga. Szczerość wobec siebie pozwala podjąć pracę nad sobą, ponieważ dzięki realistycznej ocenie własnych zalet i wad, talentów i defektów możemy rozwijać to, co dobre a eliminować to, co złe. Na tej samej zasadzie działa szczerość wobec innych – możemy pomagać bliźniemu stawać się lepszym. Z kolei szczerość wobec Pana Boga otwiera nas na Jego łaskę, bez której bardzo trudno jest rozpoznać prawdę i wytrwać w dobrych wyborach.

Stojąc przed wyborem, o który pytasz warto najpierw zapytać się jaka jest mojego działania – czy chcę rzeczywiście pomóc pytającej osobie, a jeśli tak, to jaki sposób tej pomocy będzie najlepszy. Uczenie się szczerości to także uczenie się sztuki mówienia prawdy w taki sposób, aby nie raniła, lecz leczyła i realnie pomagała.

Jak przełożyć to na konkretne sytuacje, o której piszesz? Mama z pewnością pyta cię o obiad, ponieważ chce dla Ciebie dobra. Szczerość wymaga przede wszystkim zauważenia tego, okazania wdzięczności, docenienia troski i wysiłku mamy. Możesz to wyrazić gestem i słowem. Co do samych smaków, to pewnie w posiłku są składniki, które smakują bardziej i mniej – można więc w pierwszym rzędzie pochwalić to co smakowało. Podobnie będzie z obrazkiem koleżanki. Najpierw spróbować zobaczyć to, co dobre, potem wskazać, gdzie istnieje Twoim zdaniem potrzeba poprawek.

Takie podejście wymaga pewnego wysiłku, ponieważ (właśnie z powodu zranienia przez grzech pierworodny) odruchowo dostrzegamy najpierw to, co negatywne. Wysiłek ten jest wyrazem miłości wobec drugiej osoby. Gdy zapytałem pewnych rodziców o opinię w sprawie twojego pytania, odpowiedzieli mi: „Żaden rodzic nie będzie miał nic przeciw, jeżeli jego dziecko będzie szczere i mówiło o 'trudnych' sprawach z miłością”. Podobnie będzie w wypadku przyjaciółki.

I jeszcze jedno. Czasem szczere nazywanie prawdy mylimy z informowaniem o naszym własnym stanie. Z powodu jakiegoś niepowodzenia, złego samopoczucia, choroby, niewyspania widzimy wszystko dookoła w ciemnych barwach i „szczerze” tak to nazywamy. Z pewnością nie ma w tym ani prawdy (zaciemniona jest naszym negatywnym nastawieniem) ani miłości bliźniego. Raczej jest to egoistyczna chęć odreagowania na innych – takie działanie z całą pewnością można nazwać grzechem.

                                                                       Pozdrawiam Cię serdecznie

                                                                       Paweł Zuchniewicz

 

 

Czy z tego, że się pije alkohol trzeba się spowiadać, czy są jakieś okoliczności łagodzące, że nie trzeba się z tego spowiadać?

Basia

 

Droga Basiu

Pozwól, że zacznę od wspomnień. Działo się to w czasach, gdy nie jeździło się zbyt często za granicę, a niżej podpisany był pewnie w wieku zbliżonym do Twojego. Pojechaliśmy na wycieczkę w rejon nadgraniczny i pewnego dnia wybraliśmy się na „drugą stronę”. Przekroczenie granicy było dla nas wielkim przeżyciem. Z innej wycieczki pamiętam, że ktoś zabrał ze sobą alkohol i… skończyło się surowymi karami, włącznie z wyrzuceniem ze szkoły.

To naturalne, że człowiek, szczególnie młody, chce wchodzić w nowe obszary. Nie tylko po to, by coś poznać, ale też po to, by wejść tam, gdzie inni już byli. To pragnienie nie jest ani dobre ani złe. Natomiast decyzja podjęta pod jego wpływem podlega ocenie sumienia.

Warto najpierw zapytać samego siebie o motyw:

Dlaczego sięgam po alkohol? Dlaczego chcę przekroczyć tę granicę? Czy dlatego, że inni tak robią? A może z obawy przed wyśmianiem? Jeśli tak, to znaczy, że najbardziej liczą się dla mnie  tak zwane względy ludzkie. Sięgam po alkohol, bo chcę zdobyć czyjąś przychylność, być taki (taka) jak inni. Podobnie jest z wulgaryzmami. Jeśli ktoś tak mówi, to ja też mogę. I z oszukiwaniem. Inni oszukują to i ja nie mogę „dać się zjeść”.

Motywem picia wśród młodzieży jest też ciekawość, chęć przeżycia czegoś nieznanego, a czasem polepszenie swojego samopoczucia (częste przekonanie, że przy alkoholu zabawa jest lepsza). Tu zamiast względów ludzkich wchodzi szukanie przyjemności. Tu warto zauważyć, że przyjemność nie jest zła jeśli łączy się z poszukiwaniem dobra. Na przykład z przyjemnością czytasz dobrą książkę, jesz obiad u babci, czy śpisz żeby wypocząć. Problem pojawia się wtedy, gdy przyjemność staje się celem. To znaczy, czytasz tylko to, co sprawia Ci przyjemność, jesz tylko dla samej przyjemności, albo śpisz zbyt długo, bo tak jest przyjemnie.

Rzecz jasna, umiarkowane picie alkoholu nie jest grzechem, czasem nawet wypada wypić lampkę wina, np. gdy ktoś zaprasza nas na obiad. Ale równie jasne jest, że każdy człowiek musi być szczery wobec siebie i wiedzieć, gdzie są jego granice.  W pewnych sytuacjach nawet jeden kieliszek jest już ich przekroczeniem.  Dotyczy to osób niepełnoletnich, ale też dorosłych (np. kierowców lub pilotów).

Jeśli pytasz o „okoliczności łagodzące” związane z piciem, to znaczy, że w swoim sumieniu czujesz wątpliwość i już to jest odpowiedzią. Słusznie przeczuwasz, że spożywanie alkoholu w młodym wieku jest podejmowaniem ryzyka, które nie ma żadnego uzasadnienia. 

 

Pozdrawiam Cię serdecznie

Paweł Zuchniewicz

Jak biblijne stworzenie ma się do teorii ewolucji Darwina?

Czy to znaczy,  że pierwsi ludzie byli "małpokształtni”?

Dawid

Drogi Dawidzie,

W chwili, gdy usiadłem do pisania radio nadawało akurat muzykę z filmu „Władca pierścieni”. Być może znasz to dzieło w jego wersji ekranowej lub książkowej.  Nasze poszukiwanie odpowiedzi na Twoje pytania rozpocznijmy od innego pytania: „Czy jest  to opowiadanie prawdziwe?” W pierwszym odruchu odpowiedzielibyśmy zapewne, że nie – przecież każdy wie, że nie istnieją elfy, orkowie, hobbity, Mordor i wiele innych opisanych tam krain oraz postaci. A jednak, po chwili zastanowienia dojdziemy do wniosku, że jednak jest w tej historii prawda. Jest to prawda o przyjaźni, o poświęceniu, o sprawiedliwości, odwadze, solidarności, a także o słabościach, upadkach, zaufaniu. Pewnie dlatego do dziś trylogia Tolkiena cieszy się taką popularnością.

Piszę o tym, aby zwrócić uwagę na specyfikę biblijnego opisu stworzenia zawartego na początku Księgi Rodzaju.  Użyte są w nim znane Ci obrazy dla ukazania najważniejszych prawd o Bogu, człowieku i relacji między Stwórcą a stworzeniem.  Na przykład czytamy:

Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. (Rdz 2, 7)

Oczywiście, nie jest to „reporterski” zapis wynikający z bezpośredniej obserwacji.  Za pomocą tego obrazu autor biblijny wyraził myśl o naturze człowieka (jest częścią przyrody), ale jest zarazem kimś więcej  – otrzymuje od Boga „tchnienie życia” – nazywamy je nieśmiertelną duszą. 

Wiemy z niezbitą pewnością, że Pan Bóg stworzył świat, że stworzył człowieka, wiemy, co z tego wynika, natomiast nie wiemy do końca, w jaki sposób to się stało. I tu otwiera się pole dla różnego rodzaju ludzkich domniemań i naukowych teorii.

Możemy sobie na przykład wyobrazić, że w pewnym momencie Pan Bóg tchnął duszę w ciało pochodzące z rozwoju jakiegoś gatunku zwierząt (np. małpę). Możemy też wyobrazić sobie, że po tajemniczej katastrofie, jaką był grzech pierworodny całe stworzenie doznało jakiegoś załamania, człowiek stracił swoje pierwotne piękno i przez tysiąclecia mozolnie wydobywał się ze stanu upadku. Antropolodzy przekazują nam wiedzę o tym, że człowiek pierwotny był na podobieństwo zwierząt pochylony, w chodzeniu pomagał sobie rękami. Stopniowo prostował się i nabierał cech oraz wyglądu podobnego do człowieka współczesnego. Możemy pewnie snuć też inne domysły.

Teoria ewolucji jest naukowym poszukiwaniem drogi rozwoju świata materialnego. Kościół uznaje, że teoria ewolucji może być wykorzystana do badania, w jaki sposób powstało ciało ludzkie z jakiejś już istniejącej żywej materii, natomiast z całą mocą podkreśla, że dusza ludzka jest bezpośrednio stwarzana przez Boga. Na tej samej zasadzie możemy powiedzieć, że dziecko rodzi się z rodziców, ale Pan Bóg w chwili poczęcia obdarza je nieśmiertelną duszą. Oczywiście nauki medyczne nie zajmują się badaniem obecności duszy w człowieku, ale opisują dokładnie, w jaki sposób dziecko rośnie i rozwija się. Podobną rolę spełnia teoria ewolucji w opisie rozwoju świata materialnego. Ojciec Święty Jan Paweł II zauważył, że zbieżność wyników niezależnych badań — bynajmniej nie zamierzona i nie prowokowana — sama w sobie stanowi znaczący argument na poparcie tej teorii.

W przeszłości teoria ewolucji była wykorzystywana przez przeciwników chrześcijaństwa do wykazywania, iż nieprawdą jest, aby Bóg stworzył świat. Dziś jest jasne, że takie rozumowanie jest błędne. To zupełnie tak jakby chirurg powiedział, że nie ma duszy, ponieważ nigdy jej nie zobaczył operując na otwartym ciele. Jan Paweł II powiedział, że niektóre teorie ewolucji „są nie do pogodzenia z chrześcijańską antropologią”, te mianowicie, w których „ducha ludzkiego uważa się za stworzonego przez siły materii ożywionej”.