(Cotygodniowy felieton emitowany w Radiu Plus Warszawa 96, 5 we wtorki przed 20 tą)  

Niedawno moja żona, jak to żony miewają w zwyczaju, poszła po zakupy. W jednej w warszawskich galerii znalazła jakąś atrakcyjną rzecz, ale nie była pewna, czy to na pewno będzie pasować. „Nie ma sprawy – powiedziała sympatyczna sprzedawczyni – może Pani zwrócić”. „Pytanie kiedy? – zastanawiała się żona – bo jutro niedziela, a niedziela to niedziela”.
„Nie przypuszczałam, że o niedzieli ktoś myśli tak jak ja” – powiedziała z pewną zadumą ekspedientka, która oczywiście nazajutrz miała przyjść do pracy.

 

Dodajmy, że nie była to pani „nie z tej epoki”, ale młoda, inteligentna kobieta, dla której obecna praca z pewnością nie była szczytem jej możliwości, lecz etapem przejściowym (być może dorabiała sobie w ten sposób do studiów).
Nie przypuszczała, że o niedzieli ktoś myśli jak ona. Zdanie to warto zapamiętać w czasie, gdy ogarnia nas szał świątecznych zakupów. Wkroczyliśmy w Adwent, który w Kościele znaczony jest roratami – pełnymi uroku porannymi mszami  ku czci Maryi, a w świecie, tym konsumującym – całą plejadą Bożonarodzeniowych skojarzeń: choinki, światełka, kolędy (na razie amerykańskie, bliżej świąt pewnie będzie więcej polskich). Handel  szykuje się do wielkich żniw – także w niedzielę. I choć gdzieś, w naszym wnętrzu, może się odezwać jakiś nieśmiały głos, ze może jednak w niedzielę nie, to gdy rozejrzymy się wokół zobaczymy pełno propozycji i nie przyjdzie nam nawet do głowy, że „ktoś o niedzieli myśli tak jak ja”.
Jest takie mądre przysłowie, że „okazja czyni złodzieja”. Nasze – usprawiedliwione jak najbardziej – zamiary robienia świątecznych zakupów, zbierania prezentów nie na ostatnią chwilę,.lecz wcześniej trafia na okazję w postaci otwartego sklepu, w którym za ladą stoi czekający na nas sprzedawca. Kupujemy za własne pieniądze – to prawda, ale czy zarazem nie kradniemy czegoś znacznie cenniejszego – naszego czasu przeznaczonego na bycie z rodziną i – w przypadku osób wierzących – na oddawanie czci Bogu(warto zauważyć, że chodzi tu o coś więcej niż tylko 45 minut przeznaczonych na Mszę niedzielną)?Czy nie wyrażamy moralnej zgody na to, że z tego samego okradana jest osoba po drugiej stronie lady? Niektórzy mówią: mam tyle pracy, że pozostaje czas tylko w niedzielę. Czy znowu czegoś nie kradniemy. Są ludzie, i to liczni, którzy twierdzą, że nie mają czasu, a tak naprawdę uciekają w pracę przed rzeczami, z którymi powinni, ale nie chcą się zmierzyć. Może to być rozmowa z żoną, wychowanie dzieci, czy inne formy służby nie przynoszącej natychmiastowego materialnego zysku.
Tu anegdota: dwóch panów rozmawia ze sobą pod wieczór w pracy: o już siódma – mówi jeden. Poczekam jeszcze pół godziny, to dzieci będą wykapane. Na to drugi – ja poczekam jeszcze godzinkę to i pies będzie wyprowadzony.
Można zakładać, że to potencjalni niedzielni klienci sklepów.