(Cotygodniowy felieton emitowany w Radiu Plus Warszawa 96, 5 we wtorki przed 20 tą)

W dostępnym w internecie filmie „Zgasić pamięć” jest taki dialog między funkcjonariuszem Straży Miejskiej a pewną kobietą na temat wieńca z portretem świętej pamięci pary prezydenckiej. Otóż ze strony strażnika pada sugestia, aby zanieść ten wieniec spod pałacu prezydenckiego pod stojący nieopodal pomnik Prymasa Wyszyńskiego. „Wydaje mi się to dobra propozycja” -  mówi mężczyzna.  „Ale to nie jest wieniec dla kardynała Wyszyńskiego, tylko dla pary prezydenckiej i 96 ofiar katastrofy” – odpowiada kobieta. „To na pewno będzie godne miejsce” – przekonuje mężczyzna.

 

Pewnie niektórzy z nas jeszcze pamiętają, że kilka dekad temu, w miejscu, gdzie dziś stoi pomnik Prymasa, ludzie układali krzyże z kwiatów. Zaczęło się to po słynnym długotrwałym „remoncie” ówczesnego placu Zwycięstwa. Otóż ówczesne władze po ogłoszeniu stanu wojennego nie mogły zaakceptować, że ludzie układają kwiaty w miejscu, gdzie Jan Paweł II wołał „Niech zstąpi Duch Twój” i gdzie później stała trumna Prymasa podczas jego pogrzebu. Dość długo trwała cicha wojna: w dzień ludzie układali krzyż z kwiatów, w nocy krzyż znikał. Wreszcie plac został ogrodzony z powodu remontu. Skutkiem tego powstały dwa alternatywne krzyże – jeden pod kościołem sióstr wizytek, a drugi pod kościołem świętej Anny. To pierwsze miejsce miało bardziej modlitewny charakter, drugie – bardziej opozycyjny. Z czasem, przed kościołem sióstr wizytek stanął pomnik Prymasa – Ojca ojczyzny, zamyślonego nad losem i wyborami jej dzieci.
Dziś z ust przedstawiciela władzy pada propozycja, aby właśnie tam umieścić wieniec z fotografią tragicznie zmarłej pary prezydenckiej. Gaszący znicze wolą, aby wieniec ze zdjęciem trafił tam, a nie do worka na śmiecie. Tak byłoby z pewnością wygodniej.
Prymas Wyszyński nazywany był niekoronowanym królem Polski, ponieważ swoją postawą uczył, czym jest władza. Rozmawiał z każdym z partyjnych szefów włącznie z Gomułką. W odróżnieniu od niego doskonale rozumiał duszę i charakter ludzi, za których czuł się odpowiedzialny. Pewnie dlatego zasłużył sobie na miano prawdziwego interrexa. Kiedyś  tłumaczył Gomułce jak trudno jest rządzić Polakami. „Cóż, Polacy są niezwykle trudnym narodem, bardzo zindywidualizowanym, mało wyrobionym społecznie i dlatego kierowanie nim jest niesłychanie trudne – mówił towarzyszowi Wiesławowi. – Sam tego doświadczam. Do każdego zarządzenia muszę dać porządną podbudowę, muszę wyjaśnić, dlaczego to jest ważne. Jeśli nie przekonam, to zarządzenie – nawet takie czysto wewnętrzne, kościelne – pozostaje niewykonane. Taka jest właściwość tego silnego indywidualizmu narodu, który przez półtora wieku żył w niewoli i opór uznaje za największą cnotę”.
Mówił to człowiek, który wówczas (rok 1960) już miał niesamowity autorytet dzięki swojej postawie, którą pokazał, że jest gotów zarówno do negocjacji (słynne było jego powiedzenie, że z diabłem się nie paktuje, ale z człowiekiem tak) jak i do zdecydowanej postawy, którą przypłacił trzyletnim więzieniem. Mówił to nie oceniając, lecz stwierdzając fakt. Jak pasterz, który zna swoje owce i prowadzi je na zielone pastwiska. A owce znały jego głos i szły za nim.
Może warto dzisiaj skorzystać z doświadczenia wielkiego Prymasa, który miał tyle pokory, że podległych mu ludzi traktował jako istoty rozumne – tłumaczył, podawał solidną podbudowę, pomagał zrozumieć. To jest naprawdę skuteczniejsze niż najlepszy nawet PR (w tym znaczeniu, w którym rozumie się go powszechnie).