W kolejce stało się długo, choć nie aż tak długo jak przed sześciu laty. Od niedzielnego popołudnia, pierwszego maja, do dnia następnego setki tysięcy ludzi przeszły przed trumną z cyprysowego drzewa, która skrywała już nie tylko ciało, ale relikwie nowego błogosławionego. Jana Pawła II, papieża.

 

Jaka tajemnicza siła przywiodła – wbrew przewidywaniom pesymistów – do Wiecznego Miasta tyle set tysięcy ludzi z całego świata? co sprawiło, że podjęli oni niemały wysiłek fizyczny i finansowy, aby spędzić kilkadziesiąt godzin w Rzymie – w dzień i w nocy, śpiąc bardzo mało, albo wcale, a zarazem przeżywając tak niezwykłą radość.
W kolejce, o której wspomniałem na wstępie stało się tyle czasu, że można było nawiązać wiele kontaktów.  Człowiek jest istotą społeczną i w naturalny sposób – przebywając dłużej w czyimś towarzystwie – zaczyna rozmowę, choćby po to by skrócić sobie czas oczekiwania. Będąc już na stopniach bazyliki zwróciłem uwagę na dwie młode kobiety w nietypowych habitach. Rozmawiały po angielsku z wyraźnym amerykańskim akcentem. Okazało się, że przyjechały z Minnesoty, należą do zgromadzenia Służek Najświętszego Serca Pana Jezusa i że powstało ono pod wpływem wezwania Jana Pawła II do nowej ewangelizacji. Czym się zajmują? Na przykład katechezą, z tym, że nie czekają, aż dzieci przyjdą do nich, lecz same objeżdżają okolicę i przywożą je do kościoła, ponieważ rodzice rzadko tam zaglądają. Mieszkają w kilkunastotysięcznym miasteczku i sama ich obecność jest znakiem. „Na nasz widok, a raczej na widok naszych habitów, ludzie zatrzymują się i robią zdjęcia” – powiedziała jedna z nich. „Dopiero tu w Rzymie poczułyśmy się jak normalne osoby – jest tu tyle zakonnic, że na nas nikt nie zwraca uwagi”. Za to w Stanach budzą zdziwienie – może od niego zaczyna się refleksja przechodnia, iż jest jeszcze jakiś inny świat poza tym, który pochłania go na co dzień. Siostry są radosne, pełne nadziei i zapału. I niesamowicie kochają papieza z Polski. Kiedy ich zgromadzenie rodziło się do zycia przyjechały do Rzymu pomodlić się przy grobie Jana Pawła II. Każda z nich położyła na płycie swój medalion prosząc o opiekę.
„Papież pomógł mi bardzo w wyborze mojej drogi” – zwierza się siostra Miriam Rose. – „Ja byłam aktorką i tak jak Karol Wojtyła poczułam powołanie do całkowitego oddania się Bogu. Wiem, że on też stał przed takim wyborem i że wybrał dobrze. Pierwszego lipca mam mieć śluby wieczyste.”
Około jedenastej wieczorem przeszliśmy próg bazyliki. Ludzie przesuwali się w milczeniu w kierunku trumny spoczywającej przed konfesją świętego Piotra. Wiele osób odchodziło na bok, klękało, modlili się. Panowała atmosfera niezwykłego skupienia. Zbliżaliśmy się do człowieka, który niespełna trzydzieści trzy lata wcześniej ukazał się na balkonie tej majestatycznej świątyni i od razu został pokochany. W Rzymie pierwszego maja okazało się, że to nie minęło. Miłość okazała się silniejsza od śmierci.