Jesus Rafael był rozczarowany. Tyle się mówiło o tym człowieku, o jego niezwykłym, trwającym już dwadzieścia lat pontyfikacie i o nadzwyczajnych wydarzeniach, które miały miejsce w tym czasie. Teraz ten Papież, który – jak mówili – obalił mur berliński przyjechał do bastionu komunizmu w Ameryce Łacińskiej. Ale to nie był człowiek, którego spodziewał się zobaczyć młody kubański kleryk. 

Trzy nieznaczące słowa


Zainteresowanie wizytą Ojca Świętego na Kubie było olbrzymie. Już sam fakt zgody Fidela Castro na wizytę Jana Pawła II wyglądał na cud. A co przyniesie jego obecność, jego słowa? To pytanie zadawali sobie licznie akredytowani dziennikarze oraz setki tysięcy Kubańczyków.

Jesus Rafael oczekiwał z niecierpliwością spotkania z Papieżem, tym bardziej, że jako kleryk seminarium miał pomagać przy okadzaniu ołtarza w czasie papieskiej mszy w Santa Clara. Niestety, kiedy zobaczył Jana Pawła II, doznał głębokiego zawodu „widząc – jak wspomina – człowieka naznaczonego krzyżem cierpienia, choroby i zmęczenia…przypominał mi raczej biednego bezsilnego starca niż Namiestnika Chrystusa”.

22 stycznia 1998 roku. Drugi dzień apostolskiej podróży Papieża na Kubę i jego pierwsza Msza święta na tej ziemi. Po wielogodzinnym locie z Rzymu do Hawany i po szoku termicznym Jan Paweł II jest wycieńczony.

Widok cierpiącego Papieża wywołał u Jesusa Rafaela głęboki smutek.

Tuż przed rozpoczęciem mszy został poproszony do osoby z kadzidłem.   

„Znaleźliśmy się vis-a-vis Papieża: biskup Marini [ceremoniarz Ojca Świętego – red.], ta osoba i ja – relacjonuje Jesus Rafael. – W tym momencie Papież, skrajnie wyczerpany upałem, chorobą i wiekiem odwrócił się do nas i powiedział nam głosem słabym i zarazem niesłychanie pokornym: ‘Dziękuję, bardzo dziękuję’. Całkowicie mnie to zaskoczyło. Namiestnik Chrystusa dziękuje mi, zwykłemu klerykowi? Coś chwyciło mnie za serce. Jak to możliwe? Przecież to nie on mnie, ale ja jemu powinienem dziękować!”

Kleryk z trudem wykrztusił: „Dziękuję, dziękuję, że do nas przyjechałeś”. Papież uśmiechnął się szeroko. „Ten uśmiech przemienił smutek, który ogarnął mnie po jego przyjeździe” – mówi wówczas kleryk, a dziś już ksiądz Jesus Rafael. To spotkanie nazywa cudem, nie z gatunku cudów spektakularnych, ale cudem POKORY (sam podkreśla to słowo).

Jesus Rafael jest jednym z wielu księży, dla których spotkanie z Papieżem stało się punktem odniesienia w całym ich życiu.

„Sam nie wiem, kiedy otworzyłem usta, żeby powiedzieć: Ojcze, proszę o  modlitwę w intencji wyboru właściwej drogi życia – wspomina ksiądz Mirosław Jasiński, który jako młody człowiek uczestniczył w audiencji z Ojcem Świętym -  On lewą ręką chwycił mnie za ramię, a prawą czyniąc znak krzyża św. na czole odpowiedział: Dobrze , mój synu.”

Trzy słowa: „Dobrze, mój synu” wryły się głęboko w jego pamięć i w jego serce. Dzięki nim – jak twierdzi – wszedł na drogę,  która doprowadziła go aż do święceń kapłańskich. „Dobrze” – obietnica na przyszłość. „Synu” – tożsamość, świadomość kim się jest, korzenie. I to, czego już nie sposób zauważyć od zewnątrz – tajemnica pamięci przed Bogiem za tego konkretnego (wiemy, że były ich tysiące) człowieka, który poprosił o pomoc… i ją otrzymał.
 

Ziarno, które przynosi plon

Juan Pablo pochodzi z Meksyku i miał cztery lata podczas pierwszej wizyty Papieża z Polski w tym kraju (była to w ogóle pierwsza z przeszło setki pielgrzymek Jana Pawła II). Meksykanin uważa, że to właśnie wtedy narodziło się jego powołanie kapłańskie. „Nie pamiętam jak znalazłem się na ulicy w mojej rodzinnej Gudalajarze, nie pamiętam czy było dużo czy mało ludzi, nie pamiętam czy świeciło słońce, czy też było pochmurno. Mam tylko przed oczami obraz – jakby stopklatkę – wspomnienie, które wyryło się w mojej pamięci z powodu nadzwyczajnego entuzjazmu. Te chwile wpłynęły na całe moje życie. ‘Patrzcie: zbliża się!’. Wśród wiwatujących tłumów widzę wyróżniającą się sylwetkę w odkrytej półciężarówce – ten człowiek odziany na biało uśmiecha się, pozdrawia nas i błogosławi”.

Czteroletni chłopczyk śledzi wzrokiem oddalającego się Papieża i czuje, że  w jego sercu dzieje się coś niezwykłego. Wiele lat później powie, że tamtego styczniowego dnia z papieskiego papamobile wypadło ziarno, które zatrzymało się w jego sercu i powoli zaczęło wzrastać. Ziarno, ogrzewane wspomnieniem tamtego spojrzenia wydało owoc. „Chcę być taki jak on, chcę być księdzem” – postanowił Juan Pablo.

Ćwierć wieku później, podczas uroczystości Wigilii Paschalnej znalazł się w Rzymie. Wówczas Jan Paweł, papież spotkał się z Janem Pawłem (hiszp.. Juan Pablo), księdzem. „Na zakończenie liturgii Wielkiej Soboty, na kolanach i z wielkim wzruszeniem uścisnąłem i ucałowałem z czcią dłoń, za pomocą której Pan dał mi znak, że mam podążać za nadzwyczajnym darem powołania kapłańskiego.”

Starszy o kilkanaście lat od Juana Pablo ksiądz Fabien Faul pierwszy raz zobaczył Papieża w 1980 roku. Fabien był wtedy w szkole średniej. Pierwszego czerwca Jan Paweł II uczestniczył w niezapomnianym spotkaniu z młodzieżą na paryskim stadionie Parc des Princes. „Zapamiętałem szczególnie dwa zdania z jego przemówienia – wspomina Fabien Faul. – O swoim własnym powołaniu powiedział: ‘od dwóch lat jestem papieżem, od ponad dwudziestu jestem biskupem, ale moją największą radością jest być księdzem i codziennie odprawiać Mszę’. A potem dodał: ‘Chrystus nad brzegami Sekwany nadal powołuje i kieruje wciąż to samo wezwanie’”.

Fabien, słysząc te słowa poczuł niepokój. Niepokój narastał przez następne dni i miesiące. Nie, to niemożliwe – myślał i popadał w coraz większy smutek. Kryzys przypominający opisaną w Starym Testamencie walkę Jakuba z Bogiem trwał pół roku. Minął, gdy Fabien wewnętrznie powiedział tak. Wstąpił do seminarium mając nadzieję, że pewnego dnia będzie mógł powiedzieć Papieżowi, że zawdzięcza mu powołanie.

Nie spodziewał się, ze przyjdzie mu czekać na tę chwilę aż dwadzieścia lat, szczególnie, że cztery lata spędził w Rzymie. A jednak dopiero w Jubileuszowym Roku 2000 udało mu się dotrzeć do Ojca Świętego. Mógł mu wtedy powiedzieć: „Tak, być księdzem to wielka radość.”
 

Młodzieniec, który nie odszedł smutny

Wielokrotnie w czasie swoich spotkań z młodzieżą oraz w przesłaniach do młodych Jan Paweł II przypominał ewangeliczne opowiadanie o bogatym młodzieńcu, który spotyka Chrystusa i słyszy słowa: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i pójdź za mną”. Znany jest finał tego spotkania: „Młodzieniec odszedł smutny, miał bowiem wiele dóbr”. Tę historię Jan Paweł II komentował między innym w liście do kapłanów w 1985 roku. „Ewangelista Marek napisał, że Jezus spojrzał na młodzieńca z miłością – mówi biskup Renato Boccardo, wieloletni współorganizator Światowych Dni Młodzieży. - Papież mówi: stosunek nas, kapłanów do młodzieży powinien być taki – patrzeć na młodych z taką miłością jak Jezus. To nie jest spojrzenie oceniające, to nie jest spojrzenie krytyczne, to spojrzenie pełne życia, które zachęca, które wybacza, które jedna, które popycha naprzód”. Biskup Boccardo dodaje, że tę radę Jan Paweł II stosował do samego siebie. Młodzi ludzie pod różnymi szerokościami geograficznymi mieli dzięki temu poczucie, że są ważni dla Papieża. „W Denver w 1993 roku. Ojciec Święty wchodził na podium, w pewnym momencie zatrzymał się i popatrzył na tę rzeszę młodych, którzy cieszyli się i śpiewali – wspomina Boccardo - . Na telebimach pojawiło się zbliżenie twarzy Papieża, który był bardzo wzruszony, prawie że miał łzy w oczach. Nazajutrz w amerykańskiej gazecie cytowano młodego Amerykanina, który powiedział: „Michael Jackson nigdy dla mnie nie płakał. A Papież płakał. To znaczy, że mnie kocha i że jestem dla niego ważny”.

To samo poczucie miał młody Etienne Jonquet, który podczas wizyty Jana Pawła II we Francji w 1996 roku zastanawiał się jaką drogę ma wybrać w życiu. „Czułem, że powinienem zostać księdzem, ale na mojej drodze pojawiały się przeszkody, które wydawały mi się niemożliwe do przezwyciężenia”. Etienne wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się je pokonać. Pojechał do Reims, gdzie Papież kończył swoja pielgrzymkę. Po Mszy Etienne znalazł się niedaleko trasy przejazdu papamobile. Ponad tłumem zobaczył Papieża. Ich oczy spotkały się na chwilę. „Krótkie spojrzenie Ojca Świętego dało mi pewność, że powinienem zostawić wszystko, aby pójść za Chrystusem. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem Papieża i już nigdy nie miałem okazji spotkać go osobiście, ale to spojrzenie, które obnaża duszę, spojrzenie tak głębokie i znaczące towarzyszyło mi w każdym dniu mojej formacji. Było w nim coś ze spojrzenia Chrystusa, który wzywa bogatego młodzieńca.”

Niespełna dziewięć lat później, Etienne znalazł się na Placu Św. Piotra. Kilka dni wcześniej, w poniedziałek 28 marca 2005 roku został wyświęcony na diakona. W sobotę razem z kilkudziesięcioma tysiącami ludzi, głównie młodych, stanął pod papieskim oknem, aby towarzyszyć Janowi Pawłowi II w jego powrocie do domu Ojca. „Zbieżność tych dwóch wydarzeń głęboko mnie poruszyła – wspomina. – Życie ofiarowane przez Sługę Sług Bożych dało mi przykład jak powinienem służyć jako diakon.”