Dr Walter spojrzał ze smutkiem na leżącą w szpitalnym łóżku młodą kobietę. „Taka młoda i taka potrzebna” – pomyślał. Wszystko wskazywało jednak na to, że ani jej młodość, ani wysiłki lekarzy nie przywrócą jej zdrowia. Zastanawiano się raczej, ile życia jej pozostało. Od trzech miesięcy kobieta była w śpiączce, lekarze zrezygnowali z terapii ograniczając się do podtrzymywania organizmu przy życiu. 

To wydarzyło się w Kolumbii. Chora była młodą matką. Kilka dni po urodzeniu kolejnego dziecka straciła przytomność. Stwierdzono zatrzymanie krążeniowo-oddechowe. Od wezwania karetki do przewiezienia kobiety do szpitala upłynęło pół godziny. Przez kolejne trzydzieści minut trwała reanimacja. Pacjentce uratowano życie, ale nie przywrócono świadomości. Pozostała w śpiączce. Przeniesiono ją do specjalistycznej kliniki, w której pracował dr Walter. Przez dwa miesiące próbowano wszystkich możliwości. Owszem, udało się pokonać niektóre komplikacje, ale kobieta nie odzyskała przytomności. Badanie rezonansem magnetycznym wykazało, że udar mózgu nie pozostawił trwałych śladów. Konsylium lekarskie dwukrotnie analizowało jej przypadek. Miała zrobioną tracheotomię, odżywiano ją dożylnie i podawano lekarstwa w nadziei na poprawę jej stanu zdrowia. Jednak po kolejnym miesiącu konsylium stwierdziło, że należy ograniczyć się do zapewnienia jej odżywiania, oddychania i dostarczenia płynów. Z terapii zrezygnowano, gdyż stan kobiety nie polepszał się. Stawało się coraz bardziej oczywiste, że wkrótce dojdzie do zgonu.

Dr Walter czuł się bezradny. Trudno mu było rozmawiać z rodziną kobiety, a szczególnie z jej ośmioletnim synkiem, który przychodził odwiedzać mamę. Lekarz miał wyjechać na wakacje. Wszystko przemawiało za tym, że po powrocie zastanie puste łóżko swojej pacjentki

 - Jedyne, co możemy zrobić, to powierzać ją Janowi Pawłowi II – powiedział, kiedy rodzina pacjentki zapytała go o rokowania.

Dziewięć dni

Sam przez dziewięć dni urlopu modlił się do zmarłego niedawno Papieża. Słyszał o szczególnej skuteczności tak zwanych nowenn – trwających przez dziewięć dni modlitw w konkretnej intencji. Zazwyczaj nowenny odprawiano w oczekiwaniu na jakąś kościelną uroczystość – jedne z najpopularniejszych w Kościele nowenn to modlitwa poprzedzająca Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny oraz nowenna do Miłosierdzia Bożego, która zaczyna się w Wielki Piątek, a kończy w sobotę przez Niedzielą Miłosierdzia (pierwsza niedziela po Wielkanocy). Dr Walter pamiętał dobrze te dni na przełomie marca i kwietnia 2005 roku – od Wielkiego Piątku 25 marca do tamtej soboty 2 kwietnia, kiedy Jan Paweł II odszedł do domu Ojca. Kiedy zobaczył Papieża siedzącego w swojej kaplicy i przygarniającego krucyfiks w czasie nabożeństwa Drogi Krzyżowej transmitowanej z Watykanu, nie spodziewał się, że gotuje się on na spotkanie ze śmiercią, która miała nadejść dokładnie za dziewięć dni.

Co nadejdzie teraz? – zastawiał się lekarz. - Czy jego pacjentka ma jakąkolwiek szansę? Prawdę powiedziawszy, nie miał zbyt wielkich nadziei. Po powrocie z wakacji zapytał, czy kobieta już umarła. Jakież było jego zdziwienie, gdy studenci medycyny odbywający praktyki w klinice opowiedzieli mu, co się wydarzyło:

 - Niech pan sobie wyobrazi, panie doktorze, że pewnego dnia przyszedł tu jej synek – mówili. – Chciał się pożegnać. Podszedł do niej i głośno krzyknął: „MAMO!”. A ona wtedy przebudziła się! Poznała go!

Walter dowiedział się też, że ośmiolatek dziękował gorąco pewnemu lekarzowi za uratowanie jego mamy. Chłopiec nie wiedział, że właśnie ten lekarz najmocniej wypowiadał się przeciw stosowaniu jakichkolwiek dodatkowych środków podtrzymywania życia pacjentki. Na widok łez szczęścia dziecka lekarz również zaczął płakać. Pacjentka zaczęła zaś szybko wracać do zdrowia.

Nadzieja

25 marca 1995 roku, dokładnie dziesięć lat przed Wielkim Piątkiem roku 2005 Jan Paweł II podpisał encyklikę „Evangelium vitae” (Ewangelia życia). Data podpisania tej encykliki nie była przypadkowa. 25 marca wypada święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Upamiętnia ono poczęcie Jezusa w łonie Maryi. W encyklice dziewięć razy pada słowo „nadzieja”. Nie ma w tym nic dziwnego. Życie do tego stopnia kojarzy się z nadzieją, że kiedyś o kobiecie spodziewającej się dziecka mówiło się, że „jest przy nadziei”.

Encyklika poświęcona jest wartości życia człowieka, a powstał jako odpowiedź na liczne zagrożenia życia człowieka na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia.

„Prośba, jaka wypływa z serca człowieka w chwili ostatecznego zmagania z cierpieniem i śmiercią – czytamy w encyklice -  zwłaszcza wówczas, gdy doznaje on pokusy pogrążenia się w rozpaczy i jakby unicestwia się w niej, to przede wszystkim prośba o obecność, o solidarność i o wsparcie w godzinie próby. Jest to prośba o pomoc w zachowaniu nadziei, gdy wszystkie ludzkie nadzieje zawodzą”.

Wśród licznych przydomków, jakimi obdarzano za życia Jana Pawła II znalazł się wymowny tytuł „Papież nadziei”. On sam nazwał kiedyś siebie „świadkiem nadziei”. Nadzieja to także jedna z cnót teologalnych (pierwszą jest wiara - o niej mówiliśmy przed tygodniem), które bada się w procesie beatyfikacyjnym kandydata na ołtarze. Nie uprzedzając werdyktu rzymskiego trybunału możemy już dziś powiedzieć, że w świadomości ludzi Papież z Polski rzeczywiście przeszedł do historii jako świadek nadziei. Wydarzenia związane z jego osobą (wybór, zamach i cudowne ocalenie, klęska, komunizmu i upadek muru berlińskiego), jego osobista postawa, a także liczne znaki – jak nazywamy cuda – potwierdzają ten przydomek. Jednak chyba największym znakiem tej nadziei były ostatnie dni jego życia: powszechna mobilizacja modlitewna ludzi na całym świecie, niekończąca się kolejka przed katafalkiem w Bazylice Św. Piotra, pogrzeb z transparentami „Santo Subito”.

Terry i Maggie

Jakimś wymownym znakiem towarzyszącym tamtym dniom był także dramat, który w tamtych dniach rozgrywał się w Stanach Zjednoczonych. W jednej z klinik toczyła się walka o życie pozostającej w śpiączce Terry Schiavo. Jej mąż domagał się, aby przerwano jej odżywianie. Sąd zadecydował, że można to uczynić i po dwóch tygodniach, 31 marca 2005 Terry zmarła.

W tym samym czasie w Bloomington w stanie Illinois gwałtownie pogorszył się stan zdrowia niejakiej Maggie Sprague, która rok wcześniej przeszła przez śmierć kliniczną na skutek zatrzymania akcji serca. Udało się ją przywrócić do życia, ale z powodu niedotlenienia mózgu jej organizm doznał ciężkich uszkodzeń. „Nie może troszczyć się o siebie, nie może chodzić ani mówić, ale śmieje się, je i ma czucie – pisze matka Maggie. -  Zrobiono jej tracheotomię, pożywienie otrzymuje przez specjalną rurkę. Maggie jest piękną dziewczyną, drugą z czworga moich dzieci – szczyci się Sally Sprague. – Jej choroba była bardzo trudnym doświadczeniem dla jej ojca, dla mnie, dla jej dwóch braci i siostry, niezliczonych krewnych, przyjaciół i setek innych ludzi”.

Na wiosnę 2005 Maggie ponownie znalazła się w szpitalu. Przebywająca w jej pokoju matka oglądała telewizję. „Mówili o stanie zdrowia Papieża - wspomina. -  Maggie miała zapalenie dróg moczowych, które wywołało u niej posocznicę, spowodowało złą pracę serca, miała rurkę do odżywiania i doprowadzoną do tchawicy rurkę do oddychania. Cierpiała też na niedotlenienie mózgu – tak jak Terry Schiavo. Patrzyłam zadziwiona, jak w telewizji mówią o tych dwóch osobach i pomyślałam, że moja córka choruje na to, na co chorują oni. Nie wiem, dlaczego Bóg pozwolił mi to dostrzec, ale czułam się spokojna. Kiedy Papież umarł, powiedziałam mężowi, że powinniśmy modlić się do Ojca Świętego i do Terry Schiavo, aby wstawiali się za naszą kochaną Maggie do Jezusa. Potem przyszli nasi krewni i powiedzieli, że oni też proszą, aby Papież wstawiał się za Maggie u Jezusa”.

Państwo Sprague poprosili znajomego księdza, aby w rocznicę ataku serca Maggie odprawił w ich domu Mszę. Ów ksiądz miał kielich pobłogosławiony i nawet używany przez Jana Pawła II. Chora mogła pić z tego kielicha. „Nie mogę jeszcze powiedzieć o cudzie – pisze Sally Sprague. -  Jeśli taka będzie wola Boża, Jan Paweł II wstawi się za Maggie”.

Nie wiemy, jak potoczyły się losy Maggie. Wiemy, że modlitwy o uzdrowienia najbliższych (także za pośrednictwem Jana Pawła II) nie zawsze były wysłuchiwane. Ale to nie rzuca cienia na przydomek „Świadek nadziei”. Wręcz przeciwnie. „Jak przypomina nam Sobór Watykański II, tajemnica losu ludzkiego ujawnia się najbardziej w obliczu śmierci – pisze Papież w Evangelium vitae - jednakże człowiek instynktem swego serca słusznie osądza sprawę, jeśli wzdryga się przed całkowitą zagładą i ostatecznym końcem swej osoby, i myśl o tym odrzuca. Zaród wieczności, który nosi w sobie, jako niesprowadzalny do samej tylko materii, buntuje się przeciw śmierci.

Ta naturalna odraza do śmierci i ten zalążek nadziei nieśmiertelności znajduje uzasadnienie i spełnienie w wierze chrześcijańskiej, która zapowiada i daje udział w zwycięstwie zmartwychwstałego Chrystusa: jest to zwycięstwo Tego, który przez swą odkupieńczą śmierć uwolnił człowieka od śmierci, która jest zapłatą za grzech (Rz 6, 23), i dał mu Ducha jako zadatek zmartwychwstania i życia (por. Rz 8, 11). Pewność przyszłej nieśmiertelności i nadzieja na obiecane zmartwychwstanie rzucają nowe światło na tajemnicę cierpienia i śmierci i napełniają wierzącego niezwykłą mocą, która pozwala mu zaufać zamysłowi Bożemu”.