W księdze pamiątkowej rzemieślników kaliskich znajduje się notatka następującej treści:

„Gdy na zegarze dziejowym wybije godzina sprawiedliwości i na Stolicy Apostolskiej zasiądzie po raz pierwszy papież zrodzony z matki Polki, to pozwolisz Eminencjo, że zgłosimy się z tą złotą księgą po raz wtóry.” 

Notatka została sporządzona trzydzieści lat przed wyborem kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, co potwierdza znajdujący się pod nią podpis Prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda. W 1987 roku swój autograf złożył na niej papież Jana Paweł II.

Proroczą notatkę napisano 18 maja 1946 roku. Jak wiadomo 18 maja to dzień urodzin Karola Wojtyły. Co ciekawe – Kalisz to sanktuarium świętego Józefa, a tak właśnie na drugie imię ma obecny papież.

Związki łączące Ojca Świętego z patronem świata pracy nie ograniczają się wyłącznie do jego imienia.

W wydanej z okazji pięćdziesięciolecia kapłaństwa Jana Pawła II książce „Dar i tajemnica” wspomina on wiele osób, które – jak ongiś św. Józef – utrzymywały się z pracy swoich rąk. Byli wśród nich współtowarzysze pracy z kamieniołomów na Zakrzówku, gdzie Karol Wojtyła pracował za czasów okupacji.

„Karolu, wy to byście poszli na księdza. Dobrze byście śpiewali, bo macie ładny głos i byłoby wam dobrze…”- mówił mu strzałowy Franciszek Łabuś.„Mówił to z całą poczciwością – pisał  Jan Paweł II - , dając wyraz dość rozpowszechnionym w społeczeństwie poglądom na temat stanu kapłańskiego.”

Okres fizycznej pracy w czasie wojny przyszły papież nazwał pięćdziesiąt lat później prawdziwym seminarium, tym bardziej, że właśnie tam ukształtowała się ostatecznie jego decyzja o wyborze kapłańskiej drogi.

W odkryciu powołania wielką rolę odegrał też krawiec – Jan Tyranowski. „Z zawodu urzędnik, wybrał pracę w zakładzie krawieckim swojego ojca – pisał Jan Paweł w kilkadziesiąt lat później do proboszcza krakowskiej parafii na Dębnikach - Był człowiekiem niezwykle głębokiej duchowości. Za namową księży salezjanów nawiązywał kontakty z młodymi ludźmi w ramach tzw. "żywego różańca". Potrafił dać im prawdziwą duchową formację. To on nauczył mnie podstawowych metod pracy nad sobą i wprowadził mnie w lekturę dzieł wielkich mistyków: św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa.”

To właśnie historia Jana Tyranowskiego przyczyniła się do powstania niezwykłego podarunku, jaki Jan Paweł II otrzymał od warszawskich rzemieślników w czasie swojej drugiej pielgrzymki do Ojczyzny. W wyniku starań, które podjął ówczesny starszy (czyli prezes) cechu krawców, Michał Rozesłaniec powstała wówczas

Sutanna dla Papieża

„O roli, jaką Jan Tyranowski odegrał w życiu Karola Wojtyły dowiedziałem się niedługo po pierwszej pielgrzymce papieża do Polski w 1979 roku – wspomina pan Michał. Wpadła mi wówczas w ręce książka Andre Frossarda „Nie lękajcie się – rozmowy z Janem Pawłem II”. To z niej dowiedziałem się, ile papież zawdzięcza zwyczajnemu krawcowi.” Na najbliższym posiedzeniu zarządu cechu krawców Michał Rozesłaniec pokazał książkę swoim kolegom. „Zobaczcie, przecież ten człowiek jest z naszego rodu, krawiec taki jak my – powiedział – musimy to jakoś zaznaczyć. Może byśmy tak uszyli Ojcu Świętemu sutannę?”

Koledzy popatrzyli na niego skonsternowani. Pomysł wydawał się niemożliwy do zrealizowania. Nikt w Polsce nie szył nigdy sutanny dla papieża, nie było odpowiedniego materiału, ani koniecznych dodatków. A przede wszystkim nie było sposobu na to, żeby z Jana Pawła II zdjąć miarę. On był w Watykanie (gdzie tajemnic dotyczących papieskich ubiorów zazdrośnie strzegła słynna firma „Casa Gamarelli”), zaś krawcy znajdowali się w Warszawie.

Michał Rozesłaniec nie dał jednak za wygraną. Przekonywał kolegów, że najlepiej wychodzą rzeczy trudne, że dzięki fachowości warszawskich rzemieślników można pokonać nawet większe przeszkody, że w końcu zna on bardzo dobrze sekretarza Episkopatu, arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego, na którego pomoc można liczyć. Te argumenty przekonały warszawskich krawców. „Spróbujemy” – stwierdzili, a jeden z nich – Tadeusz Wasak przypomniał sobie, że ma domu materiał, który mógłby nadawać się na sutannę. Kiedyś jeden z jego klientów przywiózł mu wełnę ze Szwecji i podobno była w bardzo dobrym gatunku. „Od razu pojechaliśmy do Tadka – wspomina pan Michał – i gdy tylko wziąłem materiał do ręki wiedziałem, że pierwszy krok mamy już za sobą. To było coś wspaniałego: wełna czesankowa, mercelizowana  (czyli oczyszczana – przyp. aut.), a kolor – wypisz wymaluj jak na papieską sutannę – ani biały, ani beżowy, po prostu dokładnie taki jak na wszystkich zdjęciach. Materiał był mocny i jednocześnie niezwykle delikatny. Cztery metry można było po złożeniu włożyć do dużej kieszeni. Osiągnięto to dzięki temu, że splot i włókno były bardzo długie”.

Z materiałem w ręku Michał Rozesłaniec wrócił do cechu. Wszyscy podzielali jego zdanie – to jest to. Ale co dalej? Dziś już nieżyjący, biskup Władysław Miziołek poradził krawcom, aby najpierw o swoim pomyśle poinformowali Ojca Świętego. Jak to zrobić? I na to znalazła się rada. Starszy cechu wybrał się do arcybiskupa Dąbrowskiego, który jako sekretarz Konferencji Episkopatu bardzo często jeździł do Rzymu. „Dobrze zapytam papieża – odparł arcybiskup na pytanie pana Michała, – ale sądzę, że już możecie się brać do roboty. Ojciec Święty ma tyle sympatii do Polaków, że na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu.” Przewidywania arcybiskupa sprawdziły się, co do joty. „Jeśli warszawscy krawcy chcą zrobić sutannę to bardzo proszę – brzmiała odpowiedź papieża”.

Na oko czy z komputera?

Znane dobrze jest nam powiedzenie o ocenianiu czegoś „na oko”. Zazwyczaj jest to synonim niefachowości. Ale jak w każdej regule i tu jest potwierdzający ją wyjątek. Okazał się nim sposób, w jaki warszawscy krawcy wzięli miarę z papieża.
„Usiadło nas czterech – wspomina Michał Rozesłaniec – każdy w innym kącie pokoju. ‘Panowie – powiedziałem – niech każdy spróbuje wyobrazić sobie papieża a następnie spisać miarę’. Tak też zrobiliśmy. Później wyciągnęliśmy z tych czterech miar przeciętną.”

„Nie baliście się pomyłki?” – Pytam autora tego ryzykownego pomysłu.

„Pomyłki nie było – zapewnia pan Michał – Proszę sobie wyobrazić, że arcybiskup Dąbrowski przywiózł nam z Rzymu uzyskaną w jakiś sposób miarę papieża z jego pracowni krawieckiej. Nasza miara różniła się od tamtej tylko o centymetr w długości rękawa. Wszystko inne zgadzało się idealnie. No, ale lepiej, że mogliśmy potwierdzić nasze oceny naukowo”.

Ówczesny Sekretarz Episkopatu Polski do tego stopnia zaangażował się w pomysł warszawskich krawców, że przywiózł z Rzymu także wszystkie dodatki: między innymi guziki, ozdobne tasiemki i wszystko, co było potrzebne do ukończenia produktu, tak aby niczym nie różnił się on od rzymskich standardów. „Jedna różnica jednak była – dodaje warszawski krawiec – pani Irena Krawczyk, wyhaftowała trzy godła: godło papieskie, pochodzące z XIV wieku godło cechu krawców, oraz orła (wzór również z XIV wieku). Te godła zostały przytwierdzone do wewnętrznej strony sutanny).”

Wykonanie samej sutanny zlecono doświadczonemu w tej materii panu Dąbkowi, który pracował pod nadzorem innego rzemieślnika, znanego jeszcze przed wojną pana Pluty. Jeszcze przed pielgrzymką Ojca Świętego papieski ubiór został wystawiony na widok publiczny w Domu Cechu Rzemiosł na Krakowskim Przedmieściu (właśnie tam, co roku warszawscy rzemieślnicy budują trzeci ołtarz na procesję Bożego Ciała). „Niektórzy ludzie wręcz przyklękali przy niej i modlili się za Ojca Świętego, który już wkrótce miał do nas przybyć – dodaje ze wzruszeniem pan Michał”. Polacy zawsze czekali na papieża, ale w tamtym roku to oczekiwanie było szczególne. Druga pielgrzymka papieża do Polski była bez porównania trudniejsza od pierwszej. Wciąż świeże było wspomnienie ogłoszonego 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego, który tylko został zawieszony na czas wizyty papieża. W końcu nadszedł czerwiec 1983 roku…

Uda się czy się nie uda?

„Wyglądało na to, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik – mówi pan Michał – władze kościelne były poinformowane, sutanna gotowa. Mieliśmy ją wręczać razem ze starszym cechu krawców z Wadowic pierwszego dnia pobytu Ojca Świętego w Polsce – podczas Mszy św. w warszawskiej archikatedrze św. Jana.” Tymczasem okazało się, że sutanna dla Ojca Świętego ma konkurencję. Cechy rzemiosł postanowiły bowiem, że Ojciec Święty otrzyma szachy w srebrze wykonane dla upamiętnienia rocznicy bitwy pod Wiedniem (trzysta lat wcześniej, w 1683 roku król Jan III Sobieski pokonał tam wojska tureckie).

„Pojechałem na zebranie starszych cechów w Piasecznie i dowiedziałem się tam, że prezent od rzemieślników będzie jeden – szachy – zaś krawcy nie wręczą sutanny” – mówi Michał Rozesłaniec – „Myślałem, że padnę. Tyle wysiłków, starań i to wszystko ma być na nic? Nawet nie próbowałem dyskutować z kolegami. Pojechałem z powrotem do Warszawy. Myślałem tylko o tym jak dotrzeć do arcybiskupa Dąbrowskiego. Wiedziałem, że tylko on może nam pomóc.”

Nie było to łatwe. Papież miał przyjechać za dwa dni i sekretarz Konferencji Episkopatu był zawalony pracą. Pan Rozesłaniec nie dał jednak za wygraną. W końcu udało mu się umówić na audiencję na godzinę 9-tą wieczorem w przeddzień rozpoczęcia pielgrzymki. Rozmowa była krótka. Arcybiskup napisał list do biskupa Władysława Miziołka, który jako sufragan warszawski zajmował się sprawami organizacyjnymi i polecił krawcowi stawić się u niego nazajutrz.

„Następnego dnia nawet nie zjadłem śniadania, ani się nie ogoliłem, tylko pobiegłem na Miodową, do kurii. Tu ponownie spotkałem arcybiskupa Dąbrowskiego – mówi pan Michał. ‘Co pan tu robi – zapytał mnie arcybiskup – przecież biskup Miziołek jest u siebie w domu, a stamtąd jedzie na lotnisko.’ Zlany potem pojechałem na Książęcą. Na szczęście znalazłem księdza biskupa, który po przeczytaniu listu sam wziął kartkę, coś na niej napisał i polecił mi wręczyć ja proboszczowi katedry.” Księdza Jana Zaleskiego nie było jednak w tym momencie na katedralnej plebanii. Pan Michał wykorzystał czas oczekiwania i poszedł do spowiedzi, a potem wrócił, by otrzymać upragnione bilety zapewniające wręczenie papieżowi sutanny. Już odprężony wrócił do domu, ogolił się i nie za długo z powrotem stanął przed katedrą.

Okazało się, że to jeszcze nie koniec kłopotów, bo ochrona nie chciała go przepuścić. Urządzenie do wykrywania metali kilkakrotnie sygnalizowało, że miał coś przy sobie. Okazało się, że cały ten hałas był o szelki, a dokładnie o ich metalowe sprzączki. Ale w końcu i te przeszkodę udało się pokonać.

„Tego momentu nie zapomnę do końca życia – mówi po dwudziestu latach Michał Rozesłaniec – we trzech podeszliśmy do papieża i przyklęknęliśmy przy nim.

‘Co tam macie?’ – Pyta papież

‘Sutannę dla Ojca Świętego.’– Odpowiadamy

A dobra będzie?”

„Robiliśmy wszystko, aby leżała jak ulał”

Potem przyjęliśmy z rąk papieża komunie świętą.”

Owoc pracy rąk ludzkich.

Sutanna warszawskich krawców znalazła uznanie w oczach Jana Pawła II. Arcybiskup Bronisław Dąbrowski po jednej ze swoich wizyt w Rzymie powiedział panu Rozesłańcowi, że papież jest bardzo zadowolony z podarunku. Był to dobry początek pielgrzymki, która miała podnieść Polaków na duchu i pokazać im, że mimo przeszkód, trudności i przygnębienia warto żyć i warto pracować. Wiele lat później, w roku, który odmienił oblicze Europy Ojciec Święty napisał dokument, w którym przypomniał starą modlitwę do patrona rzemieślników będącego jednocześnie patronem całego Kościoła. „Oddal od nas ukochany Ojcze, wszelką zarazę błędów i zepsucia … przybądź nam łaskawie z pomocą niebiańską w walce z mocami ciemności … a jak niegdyś uratowałeś Dziecię Jezus od niebezpieczeństwa, które groziło Jego życiu tak teraz broń Kościoła Bożego od wrogich zasadzek i wszelkiej przeciwności”. W dokumencie tym, zatytułowanym „Redemptoris custos” („Opiekun Zbawiciela”) czytamy także: „Codziennym wyrazem tej miłości jest w życiu Rodziny nazaretańskiej praca. (…) Dla Jezusa są to lata życia ukrytego, o których mówi Ewangelista (po wydarzeniu w świątyni jerozolimskiej): „… poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2, 51). Owo „poddanie”, czyli posłuszeństwo Jezusa w domu nazaretańskim bywa powszechnie rozumiane również jako uczestniczenie w pracy Józefa. Ten, o którym mówiono, że jest „synem cieśli”, uczył się pracy od swego domniemanego „ojca”. Jeżeli Rodzina z Nazaretu jest w porządku zbawienia i świętości przykładem i wzorem dla ludzkich rodzin, to podobnie i praca Jezusa przy boku Józefa-cieśli. W naszej epoce Kościół szczególnie to uwydatnił poprzez wspomnienie liturgiczne Józefa-Rzemieślnika w dniu 1 maja. Praca ludzka (w szczególności praca fizyczna) znalazła szczególne miejsce w Ewangelii. Wraz z człowieczeństwem Syna Bożego została ona przyjęta do tajemnicy Wcielenia. Została też w szczególny sposób odkupiona. Józef z Nazaretu, przez swój warsztat, przy którym pracował razem z Jezusem, przybliżył ludzką pracę do tajemnicy Odkupienia.”