Dziennik Polska Wydarzyła się rzecz tragiczna i wstrząsająca. Jeśli doniesienia prasowe oddają dokładnie to, co się stało , to musimy przyjąć, że proboszcz podczęstochowskiej parafii chciał, aby zgładzono spłodzone przez niego dziecko. Piszę „jeśli”, ponieważ wydaje się nieprawdopodobne, aby zdrowy na umyśle człowiek (nie tylko ksiądz, ale każdy) mógł się zwrócić do personelu medycznego z taką prośbą. (Ale, mawia się, że jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odejmuje).

W takich sytuacjach komentarze koncentrują się na braku konsekwencji wyciąganych wobec księży przez ich zwierzchników oraz na sensowności celibatu. Pojawiają się także głosy wskazujące, że księża są tacy jak społeczeństwo, z którego wyszli.

Pozostanie na tym poziomie refleksji nie wystarcza. Nie można bowiem traktować księdza jako elementu opisu socjologicznego przy zupełnym pominięciu istoty kapłaństwa.  Niewykluczone, że podobnie traktują kapłanów wierni  i to właśnie jest dramatem.

Zapytajmy wprost. Czego oczekujemy od księdza? Czy wystarczy, że po prostu jest, że chrzci, odprawia msze ślubne i pogrzebowe? A jeśli zdarza się, że jego osobista moralność pozostawia wiele do życzenia, to mówi się: w końcu jest człowiekiem. Bywa to też dość wygodne, no bo cóż, jeśli ksiądz ma prawo do słabości, to jego parafianie tym bardziej.

I tu kryje się jądro zła. Jest takie stare prawo duszpasterstwa, które głosi, że jeśli proboszcz jest święty, to parafianie są bardzo dobrzy. I konsekwentnie – jeśli proboszcz jest bardzo dobry, to parafianie są przyzwoici. A jeśli proboszcz jest przyzwoity, to parafianie są  jak diabły wcielone. Pasterz zawsze musi stać na czele stada, to znaczy musi prezentować wyższy poziom, aniżeli ci, którym pasterzuje. Z takiego założenia wychodził jedyny kanonizowany  proboszcz w historii Kościoła, francuski kapłan Jan Maria Vianney. Potrafił on grzmieć z ambony, ale siebie traktował niezwykle surowo. Legendarne stały się pokuty, jakie zadawał sobie w intencji swoich parafian, a największą była chyba to, że potrafił po kilkanaście godzin siedzieć w konfesjonale i bez przerwy spowiadać – a kolejki ustawiały się ogromne, bo do zapadłej dziury jaką było Ars ciągnęli ludzie z całej Francji. Dlaczego ciągnęli? Owszem, czasem liczyli na cud, kiedy indziej na rozwikłanie swych życiowych wątpliwości, niektórzy jechali tam z czystej ciekawości. Ale było w tym coś, co chyba i dziś kryje się głęboko w sercu człowieka – tęsknota za świętym księdzem.

Jednak – powie ktoś – świętych zawsze jest mało, a w Polsce mamy dwadzieścia pięć tysięcy kapłanów. Trudno się spodziewać, aby wszyscy byli Janami Vianneyami, albo Janami Pawłami. Takie głosy napełniają mnie lękiem. Stoi bowiem za nimi zgoda na praktyczną rezygnację z wysokich wymagań, przyzwolenie na moralną przeciętność, od której już tylko krok od  moralnej degrengolady – nie tylko księdza, ale też tych wszystkich, za których jest on duchowo odpowiedzialny.

Przed dwoma laty Papież Benedykt XVI zwracając się do duchowieństwa w archikatedrze warszawskiej powiedział: Wielkość Chrystusowego kapłaństwa może przerażać. Jak św. Piotr możemy wołać: "Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny" (Łk 5, 8), bo z trudem przychodzi nam uwierzyć, że to właśnie nas Chrystus powołał. Czy nie mógł On wybrać kogoś innego, bardziej zdolnego, bardziej świętego? A właśnie na każdego z nas padło pełne miłości spojrzenie Jezusa, i temu Jego spojrzeniu trzeba zaufać.

Pewnie są księża, którzy o tym zapominają. I zamiast ufać Temu, który ich powołał swoje zaufanie kierują w inną stronę. Tymczasem, jak przypomina Papież: Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego.

W jaki sposób? Przez słowo, a bardziej jeszcze przez przykład.

Jeśli uznamy, że człowiek nie jest w stanie tak bardzo kochać Boga, że dla Niego zrezygnuje z ludzkiej miłości, to musimy również uznać, że mąż czy żona w pewnym momencie swojego życia będą mogli znaleźć inną miłość i zdradzić współmałżonka. Jeśli przyjmiemy, że fizjologia ludzka domaga się współżycia seksualnego i od księdza nie można wymagać wstrzemięźliwości, to chora żona czy chory mąż powinien zostać pozostawiony przez współmałżonka, ponieważ nie spełnia istotnej jego potrzeby. I – przyznajmy –  tego typu postawy są w naszym społeczeństwie coraz częstsze. A gdy wychodzi na jaw jakieś niegodne zachowanie księdza, to na zewnątrz się oburzamy, a w głębi duszy  oddychamy z ulgą (to ja jeszcze nie jestem taki zły).  

Dlatego mimo wszystko warto księżom stawiać wysokie wymagania. I sobie też. Tak pomożemy im najbardziej, bo choć dobra parafia musi mieć świętego proboszcza, to też często ma takiego na jakiego zasługuje.