25 kwietnia http://m72.pl/wp-content/uploads/2009/02/polska_the_times_logo.png2009, Polska The Times

25 marca 2005 roku. Wielki Piątek. Ten obraz pozostał chyba w pamięci każdego, kto oglądał transmisję Drogi Krzyżowej z Rzymu. Jan Paweł II w swojej kaplicy w Watykanie patrzy na znajdujący się u stóp ołtarza ekran i w ten sposób uczestniczy w nabożeństwie w Koloseum. Po raz pierwszy nie może być tam osobiście – jest zbyt chory. Przy XIV stacji (Pan Jezus umiera na krzyżu) papież bierze do ręki krucyfiks i przytula go.

Rozważania do tamtej Drogi Krzyżowej napisał ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Joseph Ratzinger.   
 

Obraz i słowo


Tamten Wielki Piątek  kojarzy mi się bardzo ze zmianą pałeczki w sztafecie. Wspaniały biegacz dociera do końca swojego odcinka, na torze obok czeka już jego zmiennik, jeszcze chwilę biegną razem, następuje przekazanie pałeczki, bieg trwa, ale jego ciężar spoczywa już na kimś innym.

Co pozostało w naszej pamięci z tego dnia? W przypadku Jana Pawła II – obraz cierpiącego człowieka. W przypadku jego następcy – słowo. Było to słowo mocne, odważne, nawet ryzykowne. Szczególną uwagę mediów przykuł fragment ze stacji IX (Pan Jezus upada po raz trzeci):
 

Ile brudu jest w Kościele,

i to właśnie wśród tych,

którzy poprzez kapłaństwo

powinni należeć całkowicie do Niego!


Kilka tygodni później autor tych słów przejął sterowanie nawą Piotrową. Wszedł w bruzdę zaoraną przez jego poprzednika. Był to wielki dar, ale też i trudne zadanie.

Oblicze papiestwa ukształtowane przez Jana Pawła II znalazło swoją kulminację w jego finale.

Był to czas swoistego tsunami wiary, ogromnego uniesienia, które owocowało stosunkowo krótkim, lecz niezwykle intensywnym przeżyciem. Pontyfikat papieża z Polski sprawił, że dla ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie przynależność do Kościoła stała się powodem do dumy. W jakimś sensie znaczenie kwietniowych dni można w skali świata porównać z przeżyciem Polaków podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Ten człowiek z krwi i kości, przyjaciel Boga i przyjaciel ludzi tak bardzo podnosił duchową temperaturę, iż ludzie stawali się zdolni do zmiany podobnie jak rozpalone żelazo staje się plastyczne i daje się formować.

Następcą papieża z Polski został Niemiec – jak sam siebie nazwał – skromny pracownik Winnicy Pańskiej. Jest to jednak zarazem jeden z najtęższych umysłów XX wieku, człowiek, który w wieku 80 lat potrafi bez pomocy kartki wygłosić niezwykle systematyczny i bogaty w rzeczową wiedzę wykład. Jego pisma są prawdziwą ucztą dla tych, którzy zdecydują się do nich sięgnąć. To fakt, Benedykt nie rozgrzewa ducha jak Jan Paweł II, ale każde jego słowo jest pomocą, aby wiara znalazła swoje mocne uzasadnienie w rozumie.   
 

Znak sprzeciwu


Czwartą rocznicę pontyfikatu poprzedziły dwie burze medialne związane ze słowami i działaniami obecnego papieża.  Dotyczą one spraw na pozór różnych, ale u źródła podobnych. Chodzi o zdjęcie ekskomuniki z biskupów lefebrystów oraz o wypowiedź na temat AIDS. Podobieństwo obu spraw dotyczy intencji Benedykta oraz reakcji świata.

Papieska intencja nie jest trudna do odczytania. Jego motywem jest chęć podniesienia człowieka, zbliżenia go do prawdy, która przyniesie mu pokój w tym świecie i zbawienie w wieczności. Ten kto przepowiada Boga jako Miłość „aż do końca” musi zaświadczyć o miłości: z miłością poświęcić się ludziom cierpiącym, odrzucić nienawiść i nieprzyjaźń – oto wymiar społeczny wiary chrześcijańskiej, o którym mówiłem w encyklice „Deus caritas est” – napisał Benedykt w liście wyjaśniającym okoliczności zdjęcia ekskomuniki. Wypowiedź ta dotyczy nie tylko tej szczegółowej sprawy. Papież podkreśla, że jest to motyw jego działania jako następcy Piotra i obejmuje całą jego misję. Wydaje się, że te słowa można zastosować również do drugiej kontrowersji. Ojciec Święty mówi, że „dystrybucja prezerwatyw nie rozwiąże, lecz pomnoży problemy”, bo jest głęboko przekonany, że taki sposób zwalczania AIDS prowadzi na manowce i pogłębia degenerację i cierpienie człowieka.

Na obie te sprawy świat zareagował gniewnie, powiedzmy szczerze – agresywnie, a nawet nienawistnie.  Skala tej nienawiści zaskoczyła chyba nawet samego papieża. Szukając uzasadnienia (on – naukowiec –  zawsze szuka uzasadnień) takiej reakcji w przypadku zdjęcia ekskomuniki napisał ze smutkiem:

Niekiedy można odnieść wrażenie ,  że nasze społeczeństwo potrzebuje przynajmniej jednej grupy, do której podchodzi bez żadnej tolerancji: którą spokojnie może atakować i nienawidzić. A jeżeli ktoś ma odwagę się do nich zbliżyć – w tym przypadku papież – także on traci prawo do tolerancji i także jego można traktować z niczym nieograniczoną i niczego się nie lękającą nienawiścią.

Niedługo potem nastąpiła wypowiedź na temat AIDS. W tym wypadku nie mogło być już mowy o interpretacyjnych nieporozumieniach czy błędach w polityce komunikacyjnej.  Po prostu papieżowi odmówiono prawa do własnego zdania i uczyniono to używając wszelkich dostępnych środków, włącznie z nazwaniem go „zabójcą”.

Świadczy to o głębokiej chorobie naszej cywilizacji. Reakcja na Benedykta przypomina trochę reakcję pacjenta, który odgania lekarza. Dodajmy, że lekarz się nie narzuca, choć jest gotowy przyjść z pomocą. Ale nawet ta gotowość budzi wrogość.
 

Sojusznicy


Gwałtowne ataki na Benedykta wywołują reakcję.  Zwykli ludzie manifestują swoją solidarność zbieraniem podpisów pod deklaracjami popierającymi papieża.  Zadziwiająca jest liczba osób przychodzących na spotkania z nim w Watykanie. Cieszy również, że wspierają Benedykta ludzie należący do tak bliskiego mu świata nauki.

W dzienniku Le Monde z 10.04 ukazał się artykuł pod tytułem: Wypowiedź Benedykta XVI na temat prezerwatywy jest po prostu realistyczna. Cytowane są opinie specjalistów. Edward Green, dyrektor Aids Prevention Research Project (Projekt Badawczy zapobiegania AIDS) w Harvard University pisze:

Teoretycznie prezerwatywa powinna działać i teoretycznie użycie prezerwatywy powinno prowadzić do lepszych efektów niż nieużywanie jej. Ale to tylko teoria. Nie znajdujemy powiązań między częstszym użyciem prezerwatyw i zmniejszeniem liczby zarażeń HIV.

Czytamy tam również opinie naukowców publikowane w poważnych pismach (Science, Lancet). Przywołują oni m.in. przykład Ugandy, gdzie bardzo pozytywne skutki w walce z AIDS przyniosło propagowanie abstynencji i wierności.

Okazuje się zatem, że do tej samej prawdy można dojść z różnych pozycji. Nauki empiryczne potwierdzają to, o czym przekonany jest papież (i Kościół) analizując antropologię w świetle Objawienia.  
 

Wiara i rozum


Niewątpliwie Benedykt jest człowiekiem ogromnej pokory. Najbardziej namacalny jej dowód dał we wspomnianym liście – wyjaśnieniu okoliczności zdjęcia ekskomuniki. Pokora Benedykta jest pokorą dobrego naukowca – w obliczu prawdy skłania po prostu głowę. Jest też obecny papież człowiekiem odważnym. Jest to odwaga już nie tylko naukowca, który nie cofa się przed przeszkodami, aby poznać prawdę, ale odwaga człowieka wiary. Potrzebna była odwaga, aby w wieku 78 lat (chyba marzył wtedy o emeryturze) przyjąć brzemię papiestwa, potrzebna jest odwaga, aby przezwyciężyć naturalną dla niego nieśmiałość, potrzebna była ona również, aby napisać list, który cytowałem. Skąd ją czerpie? Może jakieś wyjaśnienie znajdziemy w jego własnych słowach, kiedy wspomina dzień swoich narodzin. Była to Wielka Sobota: Im dłużej się nad tym zastanawiam – mówił – tym częściej wydaje mi się, iż zgodne jest to z istotą naszego ludzkiego życia, które – jeszcze nie w pełni ukształtowane, ale już pełne ufności – czeka na Święto Wielkiej Nocy. Wielka Sobota tradycyjnie jest dniem ciszy. I ten papież jest człowiekiem ciszy, choć czasem o nim tak głośno.

                        Paweł Zuchniewicz