1. Sierpień 1988 r.

Teresa i Piotr Maleccy już po raz czwarty jechali do Castel Gandolfo. Wybór Karola Wojtyły na Papieża przerwał coroczne wyjazdy na kajaki, ale Wujek – obecnie Ojciec Święty Jan Paweł II – ustalił inną tradycję. Niektórzy członkowie Środowiska zaczęli odtąd jeździć do słonecznej Italii. Maleccy byli tu już trzy razy, a teraz mieli nadzieję, że złożą Ojcu Świętemu życzenia z okazji zbliżającej się dziesiątej rocznicy pontyfikatu.

Jan Paweł II wykorzystywał każdą szansę, aby spotkać się ze swoimi gośćmi. Był ciekaw sytuacji w kraju i jak zwykle więcej pytał niż sam mówił: „Co będzie, jeśli Wałęsa przejmie władzę?” „Czy w Polsce, w opozycji są ludzie przygotowani do pełnienia funkcji politycznych?”,

Podczas ostatniego z nami spotkania – wspominają Maleccy – gdy kończyło się śniadanie, spojrzał na zegar, jakby chciał sprawdzić, ile czasu ma na wypowiedź i w dość długim monologu przedstawił swoją wizję sytuacji Polski. Wydawała się nam ona wtedy całkowicie nierealna. Rok później stała się faktem[1].

Spotkanie to miało miejsce rok po trzeciej pielgrzymce Jana Pawła II do Ojczyzny. Jak się wkrótce miało okazać, była to ostatnia podróż Ojca Świętego do kraju przed upadkiem systemu komunistycznego.

Tak jak pierwsza pielgrzymka okazała się katalizatorem wydarzeń, które doprowadziły do powstania Solidarności, tak ta – trzecia – stała się „Bramą do wolności”.

Uwagę mediów przykuła wówczas wizyta Papieża w kolebce Solidarności, w Gdańsku, i jego modlitwa na grobie księdza Jerzego Popiełuszki w Warszawie. Było to jakby preludium zmian, które ostatecznie doprowadziły do ostatecznego załamania się układu jałtańskiego w Polsce oraz w innych krajach Europy Środkowej. „Nie ma wolności bez solidarności” – powiedział papież w czasie Mszy Świętej na Zaspie i te słowa na nowo wlały nadzieję w Polaków upokorzonych zdławieniem Solidarności 13 grudnia 1981 roku.

W czasie tej samej pielgrzymki Jan Paweł II nie tylko domagał się wolności, ale przejawiał troskę o jej kształt. Na szczególną uwagę zasługują tu bliskie czasowo, choć odległe geograficznie wypowiedzi w Krakowie i w Szczecinie.

Przemówienie Ojca Świętego do młodzieży ze słynnego okna przy ul. Franciszkańskiej 3 miało charakter wyjątkowy, ponieważ nie było przygotowane wcześniej – papież w oparciu o własne doświadczenia dawał słuchaczom konkretne wskazówki wykorzystania wolności w taki sposób, aby osiągnąć prawdziwy życiowy sukces. Nazajutrz rano, na północno-zachodnim krańcu Ojczyzny, Jan Paweł II zwrócił się do małżeństw i rodzin. Tu znowu silnie wyakcentował najpewniejszą drogę wiodącą ku rzeczywistej odnowie. Powiedział wprost: „Nie ma skuteczniejszej drogi odrodzenia społeczeństw, jak ich odrodzenie przez zdrowe rodziny”[2]. W przejrzysty sposób powiązał życie rodzinne z wartością i godnością pracy, o którą upomnieli się robotnicy w sierpniu 1980 roku.

Kiedy dziś, po dwudziestu pięciu latach od tamtej pielgrzymki i po dwudziestu trzech latach od upadku PRL, przyglądamy się największym wyzwaniom stojącym przed Polską, widzimy jak celne, pełne troski i proroczej wizji były papieskie wypowiedzi z czasów, gdy mało kto myślał poważnie o gwałtownej historycznej zmianie, która miała miejsce w 1989 roku. „Program dla wolnej Polski” nabierał już wtedy kształtu, który w całej pełni ujawnił się podczas pielgrzymki Dekalogu w roku 1991.

 

2. „Weź nas z sobą”. Kraków 10 czerwca 1987

„«Weź nas z sobą». Oczywiście, nie mam dla was biletu lotniczego ani żadnego innego, ale od początku, od 78 roku was z sobą zabrałem i bardzo was z sobą tam mam” – te papieskie słowa były odpowiedzią na okrzyki młodych ludzi zgromadzonych przed oknem kurii na ul. Franciszkańskiej 3. Były one wyrazem nie tylko miłości do Jana Pawła II, ale i frustracji sytuacją w kraju. Władza komunistyczna, która powróciła do pełni politycznej kontroli po stanie wojennym (1981), nie była w stanie zaproponować Polakom, szczególnie młodym, żadnych sensownych perspektyw na przyszłość. Na mieszkanie czekało się wtedy ok. 20 lat, samochód w postaci małego fiata 126p mógł dotrzeć w ciągu czterech lat (oczywiście za niemałe jak na owe czasy pieniądze) do szczęśliwca, który trafił los na loterii. Tzw. ceny rynkowe tych towarów przekraczały wielokrotnie możliwości nabywcze wynikające z zarobków w Polsce. Co innego, gdy wyjechało się za granicę. Zarobione tam cenne dewizy czyniły ludzi, którzy wrócili z nimi do Polski niemal krezusami (przynajmniej w porównaniu do średniej jakości życia). Dlatego wielu młodych pragnęło wyjechać na Zachód. Wielu też myślało, że tylko tam może być im lepiej.

Jan Paweł II podjął wezwanie „Zostań z nami”, czyniąc z niego punkt wyjścia do głębokiego rozważania na temat piękna młodości. Uczynił to we właściwy sobie sposób – nie mówił z pozycji „wyższej” (wszystko wiedzącego autorytetu), ale z pozycji świadka, który potrafi być też uczniem:

Więc nauczyłem się od młodych problematyki tej młodości, która jest wielkim darem Bożym, która jest piękna i trudna — może właśnie dlatego jest piękna, że jest trudna — młodości, od której nie można uciec, bo wchodzi w życie człowieka siłą faktu w odpowiednim czasie. Można tylko ją rozegrać, jest z nią tak jak z tymi talentami w Ewangelii. Choć właściwie to się jej nie da zakopać w ziemi, ona nie może być zakopana, ona się rozwija. Można tylko ją rozegrać dobrze albo źle[3].

Zwróćmy uwagę, że papież podkreśla tu wagę stanięcia wobec rzeczywistości i dokonania wyboru. Używa słowa z dziedziny sportu (rozegrać), aby pokazać, że każdy człowiek, bez względu na miejsce, w którym przebywa i czas, w którym żyje stoi przed decyzją. Przed decyzją nie można uciekać (rezygnacja z decyzji też jest jakąś decyzją), decyzję należy podjąć – to znaczy wykorzystać dar wolności, którą się posiada:

I to wszystko jedno, gdzie byśmy się znaleźli. Nie myślcie, że tu jest najtrudniej. Jest trudno także i tam. Problemy młodzieży są wszędzie bardzo podobne i wszędzie trzeba szukać na nie mniej więcej takiej samej odpowiedzi. Ta odpowiedź jest w nas. Na tym zresztą polega urok młodości[4].

Padają tu z ust Jana Pawła II dokładnie te same słowa, które stanowią rozwinięcie tytułu filmu o błogosławionym księdzu Jerzym: Popiełuszko. Wolność jest w nas – „Ta odpowiedź jest w nas”[5].

Charakterystyczna dla młodości jest nadzieja, która bardzo ściśle wiąże się z tym okresem życia człowieka. Snuje się plany na przyszłość, podejmuje decyzje skutkujące długoterminowo (studia, małżeństwo, praca zawodowa). Ta nadzieja potrzebuje kierunku – jeśli człowiek nie jest w stanie go rozpoznać za pomocą rozumu, to bardzo łatwo może ona znaleźć ujście w przekonaniu, że gdzie indziej „trawa jest bardziej zielona”. Nadzieja może wtedy zostać złożona w rzeczywistości zewnętrznej (wyjazd za granicę, do innego miasta, związanie się z osobą, która – jak się wydaje – moje nadzieje zaspokoi itd.). Papież zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego – zachwycając się urokiem młodości (w tym jak można sądzić zbieżność poglądów Jana Pawła II i słuchających go ludzi jest całkowita) – kierował uwagę w inną stronę:

Urok młodości to jest odkrycie świata wewnętrznego, mojego wewnętrznego „ja”. To wewnętrzne „ja” jest bardzo bogate, bogate w możliwości w jednym i w drugim kierunku, w kierunku dobra i w kierunku zła. W jednym i w drugim kierunku. I w tym miejscu znajduje się rozwiązanie na całe życie[6].

Znowu pojawia się wybór. Nie dotyczy on jednak rzeczywistości zewnętrznej, lecz wewnętrznej. I jest to wybór brzemienny w konsekwencje (na całe życie). Należy w tym miejscu podkreślić, że Jan Paweł II nie abstrahuje od słusznych dążeń materialnych swoich rodaków – także tych młodych:

Oczywiście, że do tego rozwiązania należą jeszcze tak zwane warunki zewnętrzne, które są nieodzowne, które się muszą znaleźć. Jeżeli społeczeństwo myśli o swojej przyszłości, to musi myśleć o warunkach życia dla swojej młodzieży. Ja tu nie chcę nikogo pouczać, ale to jest w hierarchii spraw jeżeli nie punkt pierwszy, to jeden z pierwszych[7].

Jak wygląda realizacja tego postulatu ćwierć wieku po jego sformułowaniu? Celem tego wystąpienia nie jest podsumowywanie rozwoju ekonomicznego Polski i szafowanie statystykami, ale nie sposób pominąć kilku niepokojących faktów: wysoka skala emigracji z Polski, dramatycznie niski przyrost demograficzny, coraz późniejszy wiek zawierania małżeństw, coraz późniejszy wiek, w którym kobiety rodzą pierwsze dziecko.

W jednym z ostatnich numerów „Uważam Rze” ukazał się list – odpowiedź młodej żony na artykuł „Macierzyństwo +40”[8]. Czytamy w nim m.in.:

Mam 25 lat, mój mąż 26. Pobraliśmy się kilka miesięcy temu, tuż po ukończeniu studiów magisterskich na UW. Podjęliśmy pracę. (…) To co zarabiamy razem, z trudem starcza na opłacenie czynszu za wynajmowane maleńkie mieszkanie (nie mamy szans na kredyt na własne), opłaty i sfinansowanie bieżących potrzeb. Żyjemy bardzo skromnie[9].

Pisząca ten list pani Julia urodziła się w roku tamtej pielgrzymki do Polski. Możemy wyobrazić sobie niemowlaka, który znajduje się w tytułowej „bramie do wolności”. Jej rodzice mogliby być jednymi ze słuchaczy Jana Pawła II na ul. Franciszkańskiej 3. Co mógłby w tej sytuacji powiedzieć papież, który „nie chce nikogo pouczać”, lecz tylko podaje pewną prawdę, w świetle której mogą przeglądać się szefowie firm i ich podwładni, rządzący i rządzeni, rodzice i dzieci:

Warunki życia dla młodzieży, warunki życia, warunki rozwoju. Równocześnie to jeszcze nie jest wszystko, bo mogą być najlepsze warunki i nic z tego nie wychodzi. Nawet czasem jest tak, że jak są za dobre warunki, to one więcej przeszkadzają, aniżeli pomagają. Warunki muszą być tak w sam raz, żeby człowiek mógł się rozwijać. Ale żeby musiał wkładać w to wszystko siebie, żeby mógł i musiał równocześnie. Kiedy mówię: „mógł”, to znaczy żeby miał warunki; kiedy mówię: „musiał”, to mam na myśli powinność wewnętrzną[10].

W odpowiedzi na list pani Julii, redakcja odpisała:

(…) może warto zastanowić się, czy kiedykolwiek możemy uznać, iż już nas na dziecko „stać”? (…) Gdzie jest granica tej wystarczającej zamożności? Domek z ogródkiem, małe mieszkanie? Dwie pensje, czy jedna pensja[11]?

To oczywiste, że człowiek musi mieć warunki – to znaczy, żeby „mógł”. Ale jeszcze ważniejsze jest rozpoznanie, że istnieje coś takiego jak powinność wewnętrzna. Jeśli wychodzimy od niej i po jej rozpoznaniu i podjęciu konfrontujemy się z zewnętrznymi warunkami, wtedy mamy szansę przemieniać je, zmieniać ten świat na lepszy. Można to porównać do wieszania pięknego obrazu na ścianie. Chcemy, aby przyozdobił on nasz pokój, jest on jednak duży i ciężki. Aby zrealizować swoje zamierzenie, musimy wbić solidny gwóźdź. Okazuje się, że ściana jest twarda. Ten obraz symbolizuje naszą powinność, zaś ściana to zewnętrzne warunki. Jeśli uda nam się wbić gwóźdź, to obraz będzie wisiał i na pewno nie spadnie. A co jest młotkiem? Ludzka wola. Ona jednak często okazuje się za słaba. Potrzebna jest wiertarka – to pole do popisu dla różnych inicjatyw wspierających. A czasem jest potrzebna wiertarka z udarem. Jan Paweł II mówił:

I wracamy teraz do tego, w jaki sposób człowiek, zwłaszcza młody, musi być silniejszy od warunków? Żadne warunki nie potrafią go wytrącić, on potrafi się przez te warunki przebić, jak to napisał jeden ze znakomitych duszpasterzy akademickich w Polsce, który był tutaj w Krakowie, u dominikanów, o. Tomasz Pawłowski. Napisał: „Siła przebicia”. Wiem, że ta „siła przebicia” bywa czasem rozumiana jako, powiedzmy, talent kombinowania, ale jest taka siła przebicia, która tkwi w człowieku i wynika z jego wartości, i wobec której wszyscy muszą zamilknąć. Jest taka siła, taka siła przebicia[12]!

Przypomnijmy, że papieska pielgrzymka sprzed 25 lat związana była z II Krajowym Kongresem Eucharystycznym.

Wszyscy rozważamy tajemnicę Eucharystii, koncentrując się na tych słowach, które zapisał ewangelista św. Jan o Panu Jezusie, że „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował”. Powiedziałbym — ażeby nawiązać do tego, co mówiłem poprzednio — że właśnie przez tę miłość i przez ten sakrament, który tę miłość wyraża, Chrystus daje nam od wewnątrz najpotężniejszy środek tej „siły przebicia”, która tak bardzo potrzebna jest młodym, żeby się przedwcześnie nie wycofać, nie uciec, nie załamać, żeby nie zagubić perspektywy. Nie można żyć bez perspektywy[13]!

Ktoś mógłby powiedzieć – po co przywoływać wysokie C, wymiar religijny, jeśli mówimy o sprawach przyziemnych? A jednak. Jan Paweł II dowodził, że właśnie tu kryje się odpowiedź na bolączki młodego człowieka – zarówno przed 25 lat, jak i teraz jak i pewnie za kolejne 25 lat:

Eucharystia to jest przede wszystkim ta świadomość: jestem miłowany, ja jestem miłowany. Ja, taki jaki jestem. Każdy w swoim najbardziej indywidualnym człowieczeństwie. Miłuje mnie, „umiłował mnie i wydał samego siebie” — jak napisał św. Paweł. Umiłował mnie, Pawła. A on wiedział, jakie miał długi w stosunku do Tego, który go umiłował[14].

Tak wiele dziś mówi się o potrzebie akceptacji drugiego człowieka takim, jakim on jest. Choć częściej mówi się raczej o tolerancji, która niestety nie oznacza akceptacji, lecz obojętność: „Akceptuję cię tak długo, dopóki w czymś mi nie przeszkadzasz, dopóki łączy nas jakiś wspólny interes, jakaś przyjemność lub konieczność”. Tymczasem papież stawia poprzeczkę o niebo (dosłownie) wyżej: akceptuję cię tak bardzo, że jestem w stanie poświęcić siebie, aby cię ocalić. Ta akceptacja drugiego bierze się z uświadomienia sobie, że i ja zostałem zaakceptowany, pokochany „aż do końca”. Świadomość ta była udziałem Jana Pawła II i stara się on ją przekazać swoim słuchaczom:

Każdy z nas może to o sobie powtórzyć, każdy z nas się może w podobny sposób rozliczyć, mówiąc: „umiłował mnie”. Powiedziałbym, że ta „siła przebicia”, która tak bardzo jest wam potrzebna, zaczyna się od tej świadomości, że mnie umiłował. Jeżeli mnie ktoś miłuje, jestem silny[15].

Zazwyczaj mówi się, że przeciwieństwem miłości jest nienawiść. Tymczasem Jan Paweł II zwracał uwagę, że jest coś znacznie gorszego:

Bardzo wielkim niebezpieczeństwem, o którym słyszę — nie wiem, czy tak jest — jest to, że ludzie się jak gdyby mniej miłują w Polsce, że coraz bardziej dochodzą do głosu egoizmy, przeciwieństwa. Ludzie się nie znoszą, ludzie się zwalczają. To jest zły posiew[16].

Niestety, ćwierć wieku po wypowiedzeniu tych słów przez Jana Pawła II widać gołym okiem, jak bardzo są one wciąż aktualne. Szkoda chyba czasu na przytaczanie konkretnych przykładów ze świata polityki, mediów, niestety także z obszaru codziennych stosunków międzyludzkich. Wróćmy do Jana Pawła II, który stał w – jak on sam to nazwał – w tej witrynie (miał na myśli papieskie okno) i zwracał się do młodych ludzi, którzy za niedługo będą budować wolną Polskę:

Tak więc jesteście jeszcze jednym pokoleniem Polaków, które znowu stawia sobie sprawę wolności. I ja myślę, że to jest dobrze. Nawet kiedyś o tym napisałem.

Napisałem mianowicie takie zdanie, że wolności nigdy nie można posiadać. Jest bardzo niebezpiecznie ją posiadać. Wolność trzeba stale zdobywać. Wolność jest właściwością człowieka, Bóg go stworzył wolnym. Stworzył go wolnym, dał mu wolną wolę bez względu na konsekwencje[17].

 

3. Skuteczna droga odrodzenia społeczeństwa. Szczecin, 11 czerwca 1987 r.

11 czerwca Jan Paweł II poleciał z Krakowa do Szczecina. Ta stacja pielgrzymki była poświęcona małżeństwu i rodzinie. Chciałbym w tym miejscu złożyć hołd zmarłemu przed pięciu laty arcybiskupowi Kazimierzowi Majdańskiemu, który w 1987 roku był pasterzem diecezji szczecińsko-kamieńskiej, a który całe swoje życie poświęcił służbie rodzinie. Jak powiedział o nim wówczas papież: „Wasz pasterz, biskup Kazimierz Majdański nosi w swojej pasterskiej legitymacji ten wielki temat, tę wielką sprawę: rodzina. Małżeństwa i rodziny”[18]. W herbie biskupim Kazimierz Majdański umieścił bowiem wizerunek Świętej Rodziny.

Gdy z perspektywy ćwierćwiecza patrzy się na dynamikę pielgrzymki papieskiej, widać jakąś niezwykłą więź między tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia wieczorem w Krakowie, a tym, co stało się na północy Polski. Dynamika ta przypomina posługę pasterską Karola Wojtyły i Jana Pawła II, która wiodła w sposób naturalny od duszpasterstwa młodzieży do duszpasterstwa małżeństw i rodzin. Mówił o tym papież w czasie swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny w słynnym spontanicznym słowie skierowanym do młodych na Skałce. Wcielał to w życie na Stolicy Piotrowej. Wszak za wielką inicjatywą Światowych Dni Młodzieży poszła inicjatywa Światowych Dni Rodzin. Od spotkanie z młodymi droga Jana Pawła II wiodła na spotkanie z małżeństwami i rodzinami. Swoją homilię papież kierował przede wszystkim do tych kobiet i mężczyzn, którzy wkroczyli na szlak wspólnego budowania życia.

Nie ma skuteczniejszej drogi odrodzenia społeczeństw, jak ich odrodzenie przez zdrowe rodziny.

A rodzina, która „jest pierwszą szkołą cnót społecznych, potrzebnych wszelkim społeczeństwom” (Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim, 3), jest dziś bardzo zagrożona. Wiemy to wszyscy. Jest zagrożona od zewnątrz i wewnątrz. I trzeba, by o tym zagrożeniu, o własnym losie mówili, pisali, wypowiadali się przez filmy czy środki przekazu społecznego nie tylko ci, którzy – jak twierdzą – „mają prawo do życia, do szczęścia i samorealizacji”, ale także ofiary tego obwarowanego prawami egoizmu[19].

Egoizm – słowo to padło także poprzedniego wieczora w Krakowie. Po ćwierćwieczu należałoby zadać sobie pytanie: czy i na ile dziś ta sytuacja uległa zmianie? Czy promuje się rodzinę hojną w miłość, z której przychodzą na świat dzieci, czy też idziemy w kierunku promocji postaw nakierowanych na siebie, nie liczących się z innymi, nakierowanych na zaspokajanie własnych potrzeb?

To, na co zwracał uwagę bł. Jan Paweł II nie dotyczy wyłącznie sfery wiary i moralności, ale wkracza w konkretną sytuację – także materialną – każdego społeczeństwa i naszego narodu.

Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować fragment artykułu dr Łukasza Hardta, opublikowanego w „Rzeczpospolitej”:

Gary Becker, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX w., laureat ekonomicznego Nobla z 1992 r., (…) stwierdza, że ludzie zachowują się racjonalnie i dążą do maksymalizacji użyteczności, czyli swojego dobrobytu. Dodaje również, że zasada maksymalizacji użyteczności dotyczy wszystkich sfer życia człowieka, w tym tej związanej z prokreacją. Innymi słowy, jeśli gospodarstwom domowym będzie opłacało się posiadać dzieci, to powinny je mieć. Jako ekonomiści wierzymy, że instytucje (reguły gry, system prawny, ale też normy nieformalne, tj. kultura) tworzą system bodźców, który wpływa na zachowanie jednostek. To, że w 2004 r. w Polsce liczba wniosków o separacje wzrosła o 203% w porównaniu z rokiem poprzednim nie wynikało z głębokich zmian kulturowych, ale z wejścia w życie regulacji preferujących rodziców samotnie wychowujących dzieci w dostępie do świadczeń z opieki społecznej. Podobnie silny spadek stopy dzietności w okresie transformacji ustrojowej można wytłumaczyć znaczącym wzrostem kosztów alternatywnych posiadania dziecka (lub inaczej wzrostem korzyści z tytułu braku potomstwa), które w żaden sposób nie były kompensowane polityką państwa. Bo przecież, gdy dobrze zarabiająca kobieta, a tych jest szczęśliwie coraz więcej, bez dostępu do taniej i dobrej opieki przedszkolnej, decyduje się na dziecko, to jej sytuacja materialna uległa znaczącemu pogorszeniu – przestaje pracować i do tego musi opłacać usługi opiekuńcze[20].

Czy to tylko zbieg okoliczności, że Jan Paweł II dokładnie dwadzieścia pięć lat wcześniej mówi dokładnie o tym samym?

Jeśli się nie mylę, mamy najwyższy odsetek matek pracujących zawodowo, które tę pracę wykonują z uszczerbkiem dla swego życia rodzinnego. Wszystko to sprawia — w powiązaniu ze szczególnymi warunkami gospodarczymi — że do rodziny polskiej wdziera się swoisty brak wrażliwości na pozamaterialne wartości pracy ludzkiej, zanik ufności w sens pracy uczciwej, brak widzenia jej celów na dłuższą metę, natomiast obserwuje się zjawisko tymczasowości, doraźności i życia z dnia na dzień, a czasem także chęć szukania — kosztem życia rodzinnego — zarobku i dobrobytu na obczyźnie[21].

Prawdą jest, że w Polsce w ciągu dwudziestu trzech lat od upadku komunizmu bardzo wiele się zmieniło. Ale smutną prawdą jest też i to, że niewiele zmieniło się w sytuacji rodzin, że problemy pozostały niemal te same, choć ramy tego smutnego obrazu są może nieco bardziej ozdobne.

Faktem jest, że deklaratywnie Polacy chcą mieć dzieci. Co druga rodzina – przynajmniej dwoje. Ale połowa rodzin wychowuje jedno dziecko. 25% Polaków chce mieć troje dzieci. W rzeczywistości ma je 10% małżeństw. Takie są suche dane. Dołączmy do nich jeszcze inny ranking. Otóż Polska pod względem wskaźnika dzietności zajmuje 209 miejsce na 233 kraje świata. W 2002 roku (rok ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny) po raz pierwszy w powojennej mieliśmy ujemny przyrost naturalny. Liczba urodzonych dzieci (353, 8 tys.) była niższa o prawie 6 tys. od osób zmarłych w tym roku (359, 5 tys.). „W kolejnym roku było jeszcze gorzej – nożyce rozwarły się do 14 tys.”[22]. W bardzo szybkim tempie rośnie ilość rozwodów. W Polsce, w dużych miastach, ich liczba sięga niemal 40% wszystkich zawartych małżeństw. Każdego roku, według danych GUS, ponad 60 000 dzieci przeżywa rozwód rodziców. Co na to papież?

Trzeba, by mówiły o tym zdradzone, opuszczone i porzucone żony, by mówili porzuceni mężowie. By mówiły o tym pozbawione prawdziwej miłości, ranione u początku życia w swej osobowości i skazane na duchowe kalectwo dzieci, dzieci oddawane ustawowo instytucjom zastępczym – ale... jaki dom dziecka może zastąpić prawdziwą rodzinę? Trzeba upowszechnić głos ofiar – ofiar egoizmu i „mody”; permisywizmu i relatywizmu moralnego; ofiar trudności materialnych, bytowych i mieszkaniowych[23].

Jan Paweł II podkreślał aspekt osobowy, ludzki, ekonomiści i socjologowie zwracają uwagę na skutki społeczne tego stanu rzeczy:

W USA 50% dzieci, które przyszły na świat w związkach nieformalnych będzie świadkami rozstania swoich rodziców, gdy jeszcze nie będą miały ukończonych pięciu lat życia. W przypadku rodziców, żyjących w związku opartym na małżeństwie, dramat rozstania rodziców spotka „jedynie” 15% dzieci w tej grupie wiekowej. Co więcej, dzieci ze związków nieformalnych są słabiej wykształcone i same częściej kończą swoje przyszłe związki poprzez rozstanie i pozostawienie dzieci jednemu partnerowi, zwykle kobiecie. Inne badania wskazują na to, że 81% dzieci, które pochodzą z nieformalnych związków doświadczy w swoim życiu ubóstwa, podczas, gdy ten sam wskaźnik dla dzieci pochodzących ze związków opartych na węźle małżeńskim wynosi tylko 22%. Jedną z przyczyn przytoczonych powyżej faktów jest to, że pary żyjące w związkach nieformalnych wydają więcej na bieżącą konsumpcję, w tym papierosy i alkohol, niż te żyjące w związkach małżeńskich, które w dużo większym stopniu inwestują w edukację swoich dzieci[24].

Papieża z Polski czasem nazywało się „prorokiem naszych czasów”. W potocznym rozumieniu prorokiem jest ktoś, kto przepowiada przyszłość. Jednak znaczenie biblijne tego słowa sięga głębiej – chodzi o kogoś, kto przemawia w imieniu Boga, przekazuje prawdy, za którymi należy pójść, aby wolność człowieka była pełna, a nie zamieniała się w niewolę. Tak brzmią też dzisiaj słowa Jana Pawła II sprzed dwudziestu pięciu lat:

Dlatego też wszyscy stoimy wobec wielkiego zadania. W czasie Wielkiej Nowenny przed tysiącleciem chrztu Polski, Episkopat ujął to zadanie w zwięzłym zdaniu: „Rodzina Bogiem silna”.

Rodzina Bogiem silna — to jest zarazem rodzina jako siła człowieka: rodzina szlachetnych ludzi. Rodzina ludzi wzajemnie obdarzających się miłością i zaufaniem. Rodzina „szczęśliwa” i uszczęśliwiająca. Arka Przymierza[25].

O tym, jak kolosalne znaczenie ma szczęśliwa rodzina i wychowanie w niej, można się dowiedzieć między innymi z interesujących badań przedstawionych w książce The Longevity Project[26]. Zainicjował je w 1921 roku Amerykanin Lewis Terman. Badanie objęło 1500 osób i trwało dłużej niż życie badacza (Terman zmarł w 1956 roku). Objęło ono całe życie badanych! Na ich podstawie można stwierdzić, że wysoki poziom inteligencji nie zapewnia długowieczności. Raczej sprzyja jej wytrwałość i umiejętność poruszania się wśród życiowych wyzwań. Co więcej, wczesna śmierć jednego z rodziców nie ma wpływu na długość życia i ryzyko śmiertelności dzieci, natomiast długofalowe skutki rozbicia rodziny są często katastrofalne. Rozwód rodziców jest najmocniejszą zapowiedzią wcześniejszej śmierci ich dzieci, gdy staną się one dorosłe. Dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców umierają prawie pięć lat wcześniej niż dzieci z rodzin pełnych. Najlepszym prognostykiem długowieczności jest, jak się okazuje coś, co najlepiej oddaje słowo sumienność.

Składa się na nią wiele czynników: wytrwałość, roztropność, ciężka praca, zaangażowanie w życie wspólnoty i związki przyjaźni. Wszystko to człowiek wynosi z rodziny. W rodzinie uczy się, czym jest miłość, wierność, uczciwość, dozgonność, zaufanie. W rodzinie uczy się również wytrwałości w pracy oraz wielu innych cnót społecznych. Nic tak dobrze nie przygotowuje do pracy zespołowej jak dzieciństwo w licznej rodzinie. Paweł Bochniarz, prezes Rady Nadzorczej „Great Place to Work Poland”, zwraca uwagę, że globalnym trendem staje się dziś coraz krótszy staż pracy w jednej firmie – często nowy pracownik przychodząc do firmy już rozgląda się za następnym miejscem pracy. Jest to podobne do coraz popularniejszych wolnych związków i w dużym stopniu ma wspólny korzeń – brak zaufania. Tymczasem, według specjalistów, istnieje ścisłe powiązanie między stopniem zaufania w organizacji a efektami ekonomicznymi: „Wyniki badań dowodzą istnienia wprost proporcjonalnej zależności między poziomem zaufania a kondycją organizacji”[27]. Autorzy raportu wskazują również: „Badania wskazują, że organizacje o wyższym poziomie zaufania organizacyjnego charakteryzują się lepszymi efektami ekonomicznymi, wyrażonymi wyższym średnim poziomem rentowności sprzedaży [...]” oraz „zaufanie przestało być wyłącznie kategorią etyczną, a stało się także kategorią ekonomiczną”[28].

Tego typu sprawności nie da się nauczyć podczas kursów, studiów czy szkoleń. Można je oczywiście udoskonalić, zastosować odpowiednie narzędzia do wzmocnienia, wypracowywać, niemniej niezbędna jest do tego prawidłowo ukształtowana osobowość, a ta formuje się w rodzinie. Jan Paweł II był najzupełniej świadom głębokiego powiązania między rodziną a pracą:

Praca ludzka: czyż nie jest ona stałym punktem odniesienia całego społeczeństwa, a w tym społeczeństwie — każdej rodziny?

Słusznie więc ktoś w Polsce powiedział: „Została nam zadana praca nad pracą”. Tak. Wydarzenia lat osiemdziesiątych postawiły nam wszystkim to właśnie zadanie: „pracy nad pracą”. W wielu wymiarach. Bo praca ludzka ma wiele wymiarów i aspektów dla niej istotnych.

Stale więc pozostaje naszym polskim zadaniem „praca nad pracą” w odniesieniu do podstawowych praw i wymagań życia rodzinnego. Nieustannie trzeba podejmować to zadanie[29].

Kiedy dziś stajemy razem z Janem Pawłem II w „Bramie do wolności”, widzimy wyraźnie, że był to papież, który nie tylko otwierał granice, ale także przeprowadzał przez kolejne bramy. I to nawet w sensie dosłownym. Począwszy od bramy Stoczni Gdańskiej, na której w sierpniu 1980 roku zawisł portret papieża, przez Bramę Brandenburską, w której stanął Jan Paweł II znacząc tym samym nową erę po upadku muru berlińskiego, po bramę – Drzwi Święte Roku Jubileuszowego, która oznaczała symbolicznie wkroczenie w pełnię wolności, jaką może osiągnąć człowiek. Sam papież osiągnął tę pełnię pięć lat później, 2 kwietnia 2005 roku. Wówczas, po jego przejściu do domu Ojca, krążyły w Internecie rysunki przedstawiające w pełen pogody sposób to przejście. Między nimi znajdował się i taki: Jan Paweł II klęczy na chmurze przed bramą do nieba i całuje ją tak, jak całował ziemię krajów, do których przybywał w czasie swej ziemskiej wędrówki. Także ziemię polską.

W czasie wspominanej przez nas pielgrzymki padło z ust papieża wiele ważkich słów. Na koniec warto przypomnieć te, które wypowiedział w Tarnowie, w czasie beatyfikacji Karoliny Kózkówny:

Czyż święci są po to, ażeby zawstydzać? Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości. Potrzebny jest nam wszystkim, starym i młodym[30].



[1] Zapis drogi, Wydawnictwo św. Stanisława BM, Kraków 2005, s 144

[2] Jan Paweł II, Homilia podczas Mszy św. dla rodzin, Szczecin, 11.06.1987

[3] Słowo Jana Pawła II do młodzieży przed kurią metropolitalną, Kraków, 10.06.1987

[4] Jan Paweł II, słowo do młodzieży przed kurią metropolitalną, Kraków, 10.06.1987

[5] Jan Paweł II, słowo do młodzieży przed kurią metropolitalną, Kraków, 10.06.1987

[6] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987.

[7] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[8] Macierzyństwo +40, „Uważam Rze” nr 17/18 z 23.04-6.05.2012.

[9] „Uważam Rze”, nr 19 z 14.05.2012.

[10] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[11] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[12] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[13] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[14] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[15] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[16] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[17] Jan Paweł II, Kraków, 10.06.1987

[18] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

[19] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

[20] Ł. Hardt,  „Rzeczypospolita”, nr    z 9.05.2012.

[21] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

[22] B. Marczuk, Zły klimat dla rodziny, „Rzeczpospolita. Plus Minus”, nr z 12-13.05.2012.

[23] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

[24] Ł. Hardt, dz. cyt.

[25] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

26 H.S. Friedman, L.A. Martin, The Longevity Project: Surprising Discoveries for Health and Long Life from the Landmark Eight-Decade Study, Hudson Street Press, 2011.

 

[27] Raport Innowacyjność 2010, http://www.parp.gov.pl/files/74/81/380/10838.pdf (data pobrania: 9.06.2012).

[28] Tamże.

[29] Jan Paweł II, Szczecin, 11 czerwca 1987

[30] Jan Paweł II, Tarnów, 10.06.1987