Schemat jest zawsze taki sam.  Przed przyjazdem Papieża budzenie atmosfery lęku i niepewności, potem – gdy już się pojawia – radość u jednych u zaskoczenie u drugich, a wreszcie czas po… Gdy Papież wyjeżdża, demontuje się polowe ołtarze i przechodzi się do prozy codziennego życia.

Tak było w 1979 roku, gdy Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do Polski, tak było i dwadzieścia dziewięć lat później, kiedy Benedykt XVI pojechał do Australii. Tak zresztą często bywało i przy innych tego rodzaju wydarzeniach, co na własne oczy widziałem czy to w Denver na Światowym Dniu Młodzieży w 1993 roku, czy też w Paryżu w 1997 roku. Także nie zdziwiłem się specjalnie, że doniesienia prasowe sprzed rozpoczęcia Światowego Dnia Młodzieży w Sydney koncentrowały się bardziej na skandalach (sprawa molestowania seksualnego w duchowieństwie australijskim) i na prowokacjach (przekazywanie młodzieży przybyłej na SDM prezerwatyw oraz protesty przeciw wizycie Benedykta) niż na wydarzeniu spotkania młodych i Papieża.

Przecież, kiedy Jan Paweł II przyjeżdżał do ojczyzny rządzonej przez ateistów, w prasie i telewizji robiono wiele by wystraszyć ludzi – mówiono o tłumach, które będą się tratować i zabijać, o upałach, które stwarzają zagrożenie omdleń i zawałów. Cel – przez strach zepchnąć ludzi wierzących do defensywy. Podobnie było w Australii i nie ma w tym nic dziwnego.  Może to nawet i dobrze. Choć media nie zauważały głównego celu papieskiej wizyty, to jednak zwróciły uwagę na to, że Papież przyjeżdża, że jest jakieś ważne wydarzenie. I tak spełniły swoją rolę, a być może nawet wzmocniły siłę duchowego oddziaływania spotkania Benedykta z młodzieżą, ponieważ to, co postronni ludzie widzieli – młodość, radość, optymizm połączone z głębią modlitwy – zaskakiwało mocniej w kontraście z mrocznymi wizjami przeciwników Kościoła.

„Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie jego moc i będziecie jego świadkami” – tak brzmiało motto tego Światowego Dnia Młodzieży. To kolejne podobieństwo z pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski.  Każdy chyba wie, jakimi słowami zakończył homilię na Placu Zwycięstwa (dziś Piłsudskiego): „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. Może już mniej pamiętamy, że w czasie homilii odwoływał się też do konieczności świadectwa. „Odsuwam tutaj na bok moją własną osobę — niemniej muszę wraz z wami wszystkimi stawiać sobie pytanie o motyw, dla którego właśnie w roku 1978 (po tylu stuleciach ustalonej w tej dziedzinie tradycji) został na rzymską stolicę św. Piotra wezwany syn polskiego narodu, polskiej ziemi. Od Piotra, jak i od wszystkich apostołów Chrystus żądał, aby byli Jego „świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8)”. I dalej mówił: „Dane mi jest dzisiaj, na pierwszym etapie mojej papieskiej pielgrzymki do Polski, sprawować Najświętszą Ofiarę w Warszawie, na placu Zwycięstwa. Liturgia sobotniego wieczoru, w przeddzień Zesłania Ducha Świętego przenosi nas do wieczernika w Jerozolimie, w którym nazajutrz apostołowie — zgromadzeni wokół Maryi, Matki Chrystusa — mają otrzymać Ducha Świętego. Otrzymają Ducha, którego Chrystus im wyjednał przez krzyż, aby w mocy tego Ducha mogli wypełnić Jego polecenie. „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28,19-20). W takich słowach Chrystus Pan przed swym odejściem ze świata przekazał apostołom swe ostatnie polecenie, swój „mandat misyjny”. I dodał: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).

Jaki był owoc tych słów – wiemy dobrze. W sobotę wieczorem, w czasie spotkania „Sydney w Warszawie” arcybiskup Henryk Hoser powiedział, że działanie Ducha Świętego najlepiej widać właśnie po owocach. Tu nie mamy wątpliwości – wolność jest wspaniałym, choć trudnym darem.

W roku, gdy mija 30 lat od wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, jego następca wybrał się do Australii, aby tam modlić się z młodzieżą o wylanie darów Ducha Świętego. Wydarzenie to nie ograniczyło się jednak do kontynentu australijskiego. W wielu miejscach świata, także w Warszawie organizowano czuwania w łączności z Sydney. To dobry znak. Dobrym znakiem jest też i to, że uczestniczyli w nim i młodzi i ich pasterze. W Warszawie byłem świadkiem długiej i interesującej rozmowy jaką toczyli trzej nasi biskupi: Ksiądz Prymas, kardynał Józef Glemp, metropolita warszawski arcybiskup Kazimierz Nycz oraz biskup warszawsko-praski Henryk Hoser. Mówili o Duchu Świętym , o tym jak Go rozpoznać i jak przyjąć. Ograniczę się tylko do kilku zapamiętanych na gorąco wskazówek:

- działanie Ducha Świętego można porównać do GPS-u: wiemy, że chcemy dotrzeć do domu Ojca, Duch Święty podpowiada, w jaki sposób każdy osobiście ma to robić;

- działanie Ducha Świętego poznajemy po owocach – wymienia je św. Paweł w liście do Galatów i często to widzimy (jeśli ktoś z choleryka staje się cierpliwy to widać działanie Ducha Świętego; Jan Paweł II pytany o rozproszenia podczas Mszy św. mówił podobnie: jeśli z tych rozproszeń są złe owoce, albo ich nie ma to znaczy, że to nie jest działanie Ducha Świętego, jeśli zaś są dobre owoce, to nie należy się przejmować tym, że przychodzą rozproszenia – pochodzą te myśli od Ducha św.);

- Ducha Świętego przyzywają biskupi na soborach, synodach, kardynałowie na konsystorzach, Duch Święty działa, gdy widzimy ciągłe rozprzestrzenianie się kosmosu, ale również Jego tajemnicza obecność pojawia się w akcie przekazywania życia i dlatego małżonkowie jednoczący się ze sobą powinni modlić się do Ducha Świętego;

- ważne jest bardzo posłuszeństwo, co oznacza, że przyjmujemy wskazówki i polecenia Ducha Świętego, przychodzące do nas za pośrednictwem Kościoła – i tu przykład biskupów, którzy za każdym razem, gdy w swojej kapłańskiej drodze „uwili sobie gniazdko”, byli z niego wyrywani do następnych zadań; podobnie przykład Jana Pawła II, który trwając do końca na posterunku był posłuszny i dzięki temu byliśmy świadkami tak wspaniałych owoców odchodzenia Papieża do domu Ojca.

- w końcu – Duch Święty działa niekonwencjonalnie, potrafi łączyć to, co w naszym życiu wydaje się sprzecznością – na przykład dla opisu Drugiej Osoby Trójcy Świętej stosuje się tak wykluczające się obrazy jak ogień i woda, która ten ogień gasi; Duch Święty jest tajemnicą; Prymas żartobliwie wspomniał, że jego proboszcz z lat dziecięcych mawiał: To taka tajemnica, że nawet uczeni radzieccy nie potrafią jej rozwikłać.

Światowe Dni Młodzieży za nami. W czasie australijskiej zimy, pod Krzyżem Południa, 81-letni papież z Europy wezwał młodzież i nie tylko ją do odkrycia wielkiego Nieznajomego, jakim jest Duch Święty. Jednocześnie sam pokazał, że możliwe jest otwarcie się na siedmiorakie dary: mądrości, rozumu, rady, umiejętności, męstwa, bojaźni Bożej i pobożności.

Wystarczy przeczytać jego homilie, zobaczyć z jaką odwagą wyszedł naprzeciw atakom, jak – mimo akademickiego, profesorskiego temperamentu – wszedł w ten rozentuzjazmowany, spontaniczny i tak liczny świat młodzieży. No i spojrzeć jak modlił się przed ogromną monstrancją w czasie czuwania wieczornego w Sydney.

Świadectwo dali też młodzi ludzie. Ziarno zostało zasiane. Na jaką padnie glebę? Przypowieść o siewcy jest wciąż aktualna…