(Cotygodniowy felieton emitowany w Radiu Plus Warszawa 96, 5 we wtorki przed 20 tą)
Listu od ojca nie otrzymałem, choć trudno mi sobie wyobrazić, by paczka była wręczona bez listu. Ale tę chęć okazania mi swej przewagi wybaczam moim opiekunom. Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził.

 

Słowa powyższe pochodzą z „Zapisków więziennych” Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Zanotował je w pierwszą wigilię po swoim uwięzieniu, dwudziestego czwartego grudnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego roku. Tego dnia otrzymał nieoczekiwany prezent. Przyszła paczka, w której znajdowała się figurka Dzieciątka. Dzieciątko ucieszyło niezwykle współwięźnia Prymasa, księdza Stanisława Skorodeckiego, który urządzał właśnie żłóbek i ubolewał, że nie ma w nim figurki. Prymas pisał:
Jak wielka biła radość z oczu księdza Stanisława, tego niezwykle rzetelnego, prawego, młodego księdza, którego doprowadziła do więzienia gorliwość o Boga w duszach dziecięcych!
Skądinąd wiemy, że w tym samym czasie ksiądz Skorodecki pisał regularnie donosy dla Służby Bezpieczeństwa.
Czy prymas był naiwny? Czy tak bardzo potrzebował wierzyć w dobro pośród zła, które go otaczało, iż – jak to się mówi w psychologii – projektował to pragnienie na wszystko dookoła? A może odpowiedź na te pytania znajduje się w cytowanych na wstępie słowach: „nie zmuszą mnie bym ich nienawidził”. On wiedział, że jego prześladowcy dysponują najróżniejszymi narzędziami zniewolenia, z których najmniej niebezpieczne były mury, kraty i straże. Ustrój totalitarny chciał panować nad człowiekiem od wewnątrz, specjaliści od inżynierii ludzkiej czynili wiele, aby to osiągnąć. Nie udało im się. Ich najbardziej spektakularną klęską był wybór Karola Wojtyły na Papieża.
Tak się złożyło (czy przypadkiem?), że beatyfikacja Jana Pawła II zbiega się w czasie z trzydziestą rocznicą śmierci Prymasa Tysiąclecia. Charakterystyczną cechą obu tych wielkich Polaków była niezwykła  wewnętrzna wolność, dzięki której potrafili odróżnić zło od człowieka zło czyniącego, więcej – przypomnieć zło czyniącemu, że i on może wybrać dobro. Kiedyś rzecznika Stolicy Apostolskiej Joaquino Navarro Vallsa zapytano dlaczego papież nigdy o nikim źle nie mówi. „Bo źle o nikim nie myśli” – brzmiała prosta odpowiedź. Ci, którzy pamiętają Papieża, i ci – znacznie mniej liczni, którzy pamiętają Prymasa – wiedzą, że nie oznaczało to zamiatania prawdy pod dywan, lękliwej poprawności politycznej, dyplomatycznych półsłówek. Oznaczało to silną wiarę, że każdy, choćby w niewiadomo jak głębokim szambie się znajdował, może się z niego wydobyć. A, że nie każdy z tego korzysta?
Zachowało się wspomnienie księdza Skorodeckiego, czyli TW Krystyna o Prymasie Tysiąclecia, w którym współwięzień opisuje rozmowę kardynała Wyszyńskiego z jednym ze strażników w wigilijny wieczór. Mówił Prymas: „Pewnie Panu niełatwo dzisiaj na służbie. Tam pewnie żona, a może córka, może wnuki czekają na dziadka. Na pewno jest opłatek u pana w domu. My byśmy pana zaprosili do celi, no ale pan by nie mógł przyjść. Ja Panu życzę wszystkiego dobrego”. I cos się w tym człowieku przełamało. Powiedział cichutko, tak, że tylko my obaj słyszeliśmy: „Bóg zapłać, Ojcze!”
Poruszający donos.