Rozdział I: "Bardzo chciałbym przyjechać do Was"

Lepszy Wojtyła tam niż tu

Papież nadziei. I pielgrzymka do Polski

Wieczór, 16 października 1978 roku. W gmachu Komitetu Centralnego PZPR trwa wyjątkowo smutna narada. Konsternacja widoczna – wspomina szef Urzędu do Spraw Wyznań Kazimierz Kąkol. – Olszowski wylewa na jasne spodnie filiżankę czarnej kawy  –Westchnienia. Ciężkie. Czyrek ładuje się z tezą – wypracowaną przez nas w drodze z SDP [Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich] do KC – ‘zastanówmy się...ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam, niż jako Prymas tu’. Teza jest chwytliwa. Trafia do przekonania. Ulga...

Dzień wyboru Karola Wojtyły na papieża był dniem radości dla jednych i żałoby dla innych. Rozkołysany w katedrze wawelskiej dzwon Zygmunta głosił niewątpliwie jedno z najważniejszych (jeśli nie najważniejsze) wydarzeń w historii Polski i zapowiadał, że „idzie nowe”.  To „nowe” podskórnie przeczuwali wszyscy – jedni (znacznie liczniejsi) z nadzieją, inni z lękiem zmieszanym zapewne z wściekłością. Wśród depesz gratulacyjnych nadesłanych do Watykanu po wyborze Wojtyły najkrótsza i najbardziej zdawkowa była ta, którą podpisał Leonid Breżniew, szef radzieckiej partii komunistycznej i władca Związku Radzieckiego: Zechce Wasza Świątobliwość przyjąć życzenia z okazji wyboru. Życzymy owocnej działalności w interesie odprężenia międzynarodowego, przyjaźni i pokoju między narodami.

 

Czekają nas  komplikacje

Wielkie to wydarzenie dla narodu polskiego i duże komplikacje dla nas – powiedział pierwszy sekretarz KC Edward Gierek, kiedy do Warszawy dotarła wiadomość o wyborze Karola Wojtyły na papieża. Następne miesiące wykazały, że pod tym względem Gierek miał dar prorokowania. Z dnia na dzień władze komunistyczne znalazły się między Scyllą niezadowolenia Moskwy a Charybdą oczekiwań Polaków. Trudno było sobie wyobrazić, aby papież z Polski nie odwiedził rodzinnego kraju.

W tym czasie statek pod czerwoną banderą o nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza znajdował się na bardzo niespokojnych wodach. Nikt nie pamiętał już euforii towarzyszącej towarzyszowi Edwardowi, gdy obejmował on kierownictwo partii na początku lat siedemdziesiątych. Wtedy Gierek zadał robotnikom słynne pytanie: Towarzysze pomożecie? I usłyszał: Pomożemy. Teraz pytanie Gierka wciąż było nadal aktualne, ale nikomu nie śniło się powtarzać tamtej odpowiedzi.
I tak dziewięć lat po wydarzeniach grudniowych, trzy lata po protestach robotników w Radomiu i Ursusie, w coraz gorszej sytuacji spowodowanej niegospodarnością i „życiem na kredyt” Gierek musiał zmierzyć się z najpoważniejszym wyzwaniem – oto człowiek, który przysporzył już tylu kłopotów władzom komunistycznym w Krakowie stanął na czele miliardowej rzeszy katolików. W jednej chwili Wojtyła stał się aktorem polityki międzynarodowej i – jak to się miało okazać – moralnym autorytetem na globalną skalę. Milczeniem tego zbyć nie można, każde słowo natomiast należało ważyć po kilka razy. Być może dlatego gratulacje przesłane Janowi Pawłowi II były swego rodzaju dyplomatyczno-propagandowym dziwolągiem:

W związku z wyniesieniem Waszej Świątobliwości do godności Papieża przesyłamy w imieniu narodu i najwyższych władz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia.

Doniosła decyzja kardynalskiego konklawe sprawia Polsce wielką satysfakcję. Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej Ojczyzny, narodu będącego gorącym orędownikiem współpracy i przyjaźni wszystkich ludów, narodu, który wniósł powszechnie uznawany wkład w rozwój ogólnoludzkiej kultury.

Wyrażamy przekonanie, że tym doniosłym sprawom służyć będzie dalszy rozwój stosunków między Polską Rzeczypospolitą Ludową i Stolicą Apostolską.

Pismo podpisali: Edward Gierek, Henryk Jabłoński i Piotr Jaroszewicz.

Papież odpowiedział niezwłocznie, uprzejmie i bez owijania w bawełnę:

Przyjąłem ze szczególną wdzięcznością pełne uprzejmości i serdeczności gratulacje i życzenia, przesłane mi przez najwyższe władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z okazji wyboru syna polskiego narodu na Stolicę Świętego Piotra. Jestem całym sercem z umiłowaną Polską, Ojczyzną wszystkich Polaków. Gorąco pragnę, aby rozwijała się duchowo i materialnie w pokoju, sprawiedliwości i szacunku dla człowieka. W duchu dialogu podjętego przez wielkich poprzedników, których imiona noszę, pragnę z Bożą pomocą czynić, co pożyteczne również dla dobra umiłowanego narodu, którego dzieje złączyły się od tysiąca lat z posłannictwem i służbą Kościoła katolickiego.

Nietrudno dostrzec, że w piśmie akcent został przeniesiony z „socjalistycznej  Ojczyzny”, na „Ojczyznę wszystkich Polaków”, i że nowy papież nawiązuje do swoich poprzedników, z których jeden (to znaczy Paweł VI) miał odwiedzić Polskę w roku 1966. Jak wiadomo zamiar ten nie powiódł się.

Nie ulegało wątpliwości, że Jan Paweł II postara się dokończyć to, co nie wyszło 13 lat wcześniej. Bardzo chciałbym przyjechać do Was w dziewięćsetną rocznicę świętego Stanisława – wyznał papież w czasie audiencji dla rodaków tuż po uroczystej inauguracji pontyfikatu. – Ufam, że ten jubileusz przyniesie odnowę wiary i moralności chrześcijańskiej, widzimy bowiem w świętym Stanisławie już od niemal tysiąca lat patrona porządku hierarchicznego.

Zaraz po audiencji, w prywatnej rozmowie z Przewodniczącym Rady Państwa Henrykiem Jabłońskim wspomniał, że ma kiedyś nadzieję odwiedzić Kraków. Nie wymagało to odpowiedzi, gdyż powiedziane było mimochodem – donosił Jabłoński w depeszy wysłanej do Gierka kilka godzin później. Czy Przewodniczący Rady Państwa chciał uspokoić pierwszego sekretarza, czy też sam poczuł ulgę, że papież nie przycisnął go do muru – nie wiadomo. Wiadomo jednak, że zaczynały się zupełnie nowe czasy w relacjach między Kościołem a państwem ludowym. Następnego dnia Jabłoński spotkał się z Prymasem Wyszyńskim, który poprosił o zgodę władz na mianowanie nowego arcybiskupa krakowskiego z pominięciem dotychczasowej procedury. Do tej pory rząd każdorazowo akceptował nowe kandydatury biskupie i miał na to trzy miesiące. Tymczasem Prymas poinformował Jabłońskiego o nowym kandydacie (był nim ksiądz Franciszek Macharski) i poprosił, aby zgoda była wydana natychmiast. Nie ukrywał przy tym, że jest to życzenie papieża. Jabłoński powiedział „tak”, choć zaznaczył, że to wyjątek. Tak naprawdę oznaczało to precedens, który pozwolił Kościołowi na większą niezależność w następnych nominacjach. Układ sił zaczął powoli się odwracać...

Co? W maju?!!!!!!!

Papież bardzo konkretnie myśli o podróży do Polski w maju przyszłego roku. Gdy jesienią 1978 roku arcybiskup Agostino Casaroli powiedział to Kazimierzowi Szablewskiemu partia zaczęła drżeć. Informacja, którą Warszawa otrzymała od  szefa Zespołu ds. Stałych Kontaktów Roboczych między PRL a Stolicą Apostolską  oznaczała, że zapowiedziane przez Gierka „komplikacje” zaczynają nabierać konkretnych kształtów. Kłopot był podwójny: sam przyjazd papieża oraz miesiąc planowanej wizyty. Władze nie miały wątpliwości, że Jan Paweł II chce pojawić się w Krakowie na  św. Stanisława. Od wielu lat te uroczystości spędzały komunistom sen z oczu. Krakowski biskup, który – jak głosi tradycja – zginął w 1079 roku z rąk króla Bolesława Śmiałego stał się symbolem oporu Kościoła wobec władzy świeckiej. A teraz papież miałby przyjechać na obchody 900-lecia jego śmierci? Czyż można było wymyślić gorszy scenariusz? Tych okrągłych rocznic komuniści bali się jak ognia, wszak świeże jeszcze było wspomnienie 1000–lecia Chrztu Polski. A zatem? To wykluczone – postanowiła partia. – Nie tylko w maju, ale w ogóle w przyszłym roku. Władze nie wzięły jednak pod uwagę, że sytuacja diametralnie różni się od czasów, gdy Pawłowi VI można było pokazać, że nad Wisłą jest on „persona non grata”.

Jesienią 1978 roku Episkopat Polski podał do wiadomości publicznej informację, że papież chce odwiedzić rodaków. Posunięcie biskupów wywołało konsternację w Komitecie Centralnym. Jeszcze próbowali się bronić. Stanisław Kania, członek KC odpowiedzialny za stosunki z Kościołem w rozmowie z sekretarzem Episkopatu, biskupem Bronisławem Dąbrowskim wykluczył możliwość wizyty w następnym roku. W Rzymie Szablewski otrzymał depeszę, w której zaleca mu się przekonanie Watykanu o niecelowości zabiegów na rzecz przyjazdu papieża do Polski w 1979 roku.

Powód był podwójny. Po pierwsze żaden papież nie był mile widzianym gościem za żelazną kurtyną. Po drugie – szczególnie ten papież nie mógł liczyć na łatwą zgodę władz.

Karol Wojtyła, następca św. Stanisława na wawelskiej katedrze przez piętnaście lat skutecznie przypominał o niezależności Kościoła od władzy świeckiej. Robił to tak umiejętnie,  że przed październikiem 1978 roku komuniści z przerażeniem myśleli o możliwości objęcia przez niego miejsca po starzejącym się Prymasie Wyszyńskim.

Obok licznych niepokojów i wątpliwości, jakie przeżywamy w związku z wyborem Wojtyły na papieża – mówił Stanisław Kania na odprawie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w styczniu 1979 roku – cieszy również pewność, że nie zostanie on przewodniczącym episkopatu polskiego. Aby to się stało, prowadziliśmy określoną, subtelną działalność.

Ale teraz, po październiku 1978 roku „subtelna działalność” nie mogła już wystarczyć.

Kontrnatarcie

Przed partią pojawił się twardy orzech do zgryzienia. Wiedziały o tym obie strony. Dla Kościoła było jasne, że pozycja władz jest chwiejna, tym bardziej więc należało popchnąć je w odpowiednim kierunku. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia ksiądz Alojzy Orszulik spotkał się zatem z Kazimierzem Kąkolem.

 – Pan minister domyśla się celu mojej wizyty? –pyta Orszulik.

 – Oczywiście, w ostatnich tygodniach mówi się tylko o jednym – mówi Kąkol. – Ksiądz jednak zna stanowisko władz, po cóż zatem wracać do tego tematu?

 – Panie ministrze, przychodzę tutaj jako delegat księdza Prymasa i w jego imieniu chciałbym przekazać panu jego uwagi.

 – Zdanie Księdza Prymasa zawsze szanujemy, choć może nie zawsze się z nim zgadzamy. Proszę mówić.

 – Widzi pan, Ksiądz Prymas obawia się, że prędzej czy później stanowisko władz w sprawie przyjazdu Ojca Świętego może przedostać się do opinii publicznej. Trudno będzie wtedy dziwić się Polakom, którzy mogą poczuć spore rozgoryczenie.

 – No cóż, nie można chcieć wszystkiego. Sam fakt, że Polak jest papieżem jest powodem do radości, trudno zaraz chcieć go u siebie.

 – Hm, czy nie sądzi Pan jednak, że naród musiał ostatnio rezygnować ze zbyt wielu rzeczy? Sytuacja ekonomiczna nie jest najlepsza, ksiądz Prymas obawia się, że zamknięcie papieżowi wjazdu do Polski może wywołać kolejne niepokoje i trudności.

Kakol uważnie spojrzał na Orszulika. „A więc księżulkowie wiedzą, co w trawie piszczy” – pomyślał. Jak się miało okazać wiedzieli znacznie więcej.

 – Poza tym – ciągnął Orszulik – roztropność nakazuje pomyśleć o reakcjach międzynarodowych. Gdy wiadomość przedostanie się do prasy światowej, to zaufanie do Polski spadnie. Wie pan jak ważny to czynnik, szczególnie w kręgach finansowych. Jeśli zaczną się utrudnienia w uzyskaniu kredytów i innej pomocy, to pierwszy sekretarz może znaleźć się w trudnej sytuacji.

 – Ksiądz wybaczy, ale ja nie zajmuję się polityką międzynarodową i odpowiedź na te sugestie wykracza poza moje kompetencje.

 – Ja też nie spodziewam się tej odpowiedzi. Chciałem po prostu wskazać na ważne, naszym zdaniem, czynniki. W końcu wszystkim zależy na spokoju, pomyślności i dobrobycie Polski.

Miesiąc później Gierek spotkał się z Prymasem Wyszyńskim. Prymas od razu zorientował się, że forpoczta Orszulika odegrała swoją rolę.

 – Papież jako obywatel Polski ma prawo przyjazdu – oświadczył pierwszy sekretarz – ale jako szef watykańskiego państwa musi z naszym państwem termin uzgodnić.

 – A zatem – zaproponował Prymas – powołajmy komisję, która uzgodni stanowisko w sprawie terminu i okazji przyjazdu papieża.

 – Zgoda – oświadczył Gierek.

Partyjny bonza w roli teologa

Bitwa była wygrana, ale to nie oznaczało końca drobnych potyczek. Oczywiście najpoważniejsza z nich dotyczyła terminu wizyty. O skali lęku Komitetu Centralnego PZPR przed przyjazdem papieża w maju 1979 świadczą niektóre argumenty wysuwane w czasie rozmów z Episkopatem. Niezwykle przebiegła miała być taktyka wskazania lepszego terminu. Stanisław Kania przedzierzgnął się nawet w partyjnego teologa dowodząc, że znacznie lepszy byłby sierpień. Kania dowodził, że ... kult  maryjny stoi znacznie wyżej od kultu św. Stanisława, a zatem wszystko przemawia za miesiącem tradycyjnie związanym z Matką Boską (15 sierpnia to uroczystość Wniebowzięcia, a 26 sierpnia to święto Matki Bożej Częstochowskiej). Potem członek KC chwycił się innych sposobów. Zagroził mianowicie, że państwo zorganizuje obchody 900–lecia śmierci króla Bolesława Śmiałego  w roku 1981. Biedak nie wiedział najwyraźniej, że według tradycji król–zabójca ostatnie lata życia spędził jako pokutnik w klasztorze w Osjaku (na terenie obecnej Austrii). Tym większe było więc zaskoczenie Kani, gdy usłyszał, że Kościół chętnie przyłączy się do tych obchodów, bo Bolesław zmarł świątobliwie. Mimo wszystko Kania nie dał się zbić z tropu. Jeśli Kościół zamierza zorganizować peregrynację relikwii biskupa – twierdził – to władze zorganizują wędrówkę miecza Bolesława. Jeśli go macie, to obnoście! – usłyszał w odpowiedzi.

Spór o termin trwał trzy miesiące. Coraz bardziej widoczne było, że miał on charakter czysto prestiżowy. W końcu lutego 1979 roku biskup Bronisław Dąbrowski pojechał do Watykanu. Tam zapytał papieża, czy zgodzi się na odstąpienie od terminu majowego. Papież powiedział „tak” i po powrocie do Polski sekretarz Episkopatu zaproponował daty  2–10 czerwca. Kania, dysponując zgodą KC zgodził się, choć nie omieszkał zaznaczyć, że nie tylko Kościół wykazał wolę ustępstw. Także partia zdecydowała się na kompromis – podkreślił – ponieważ czerwcowe daty kolidują z otwarciem Centrum Zdrowia Dziecka. „Ofiara” PZPR była jego zdaniem tym większa, że komuniści rzekomo narażali się na pogorszenie stosunków ze Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym, ponieważ początek pielgrzymki zbiegał się ze świętem ludowców.

Tym świętem – o czym oczywiście przez trzydzieści pięć lat historii PRL–u konsekwentnie „zapominano” – były Zielone Świątki, czyli w kalendarzu kościelnym Zesłanie Ducha Świętego. Papież miał wylądować w Warszawie w Wigilię tego święta, w sobotę 2 czerwca, a w Niedzielę Pięćdziesiątnicy (Zesłanie Ducha Świętego wypada w pięćdziesiąt dni po Wielkanocy – święcie zmartwychwstania Chrystusa) modlić się w Gnieźnie.

2 marca ogłoszono oficjalnie termin przyjazdu Ojca Świętego.

Tego samego dnia Kania wziął udział w  telekonferencji dla wysokich funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i aktywu partyjnego. Jej wnioski były jednoznaczne: Nie jest to na pewno wydarzenie, z którego należy się cieszyć – mówił Kania. – Potrzebny będzie wielki wysiłek, żeby zminimalizować ujemne skutki wizyty. Jego zdaniem papieska wizyta niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo politycznego i ideologicznego charakteru. Dlatego – ciągnął członek KC – powinniśmy rozważyć, co można zrobić dla umocnienia ideologicznej kondycji partii, bo przecież papież przybywa tu nie [...] z tęsknoty za ojczystym krajem, ale z nadzieją na rozmiękczenie naszego systemu, rozluźnienie naszych szeregów.
Kania kładł nacisk na pracę nad formowaniem ideowego oblicza członków partii, po prostu ich odporności na to, co będzie się dziać przy okazji papieskiej wizyty. Jak by to miało wyglądać? Po prostu mówić należy bardziej zasadnie [...] o tym, że ideologiczne racje są po naszej stronie i w kwestiach dotyczących rozwoju społecznego i w sprawach związanych z funkcjonowaniem praw przyrody, tradycji historycznej, wyższości naszych zasad moralnych, etycznych – po prostu sensu życia.

 

„Obyście nie żałowali”

Najwyraźniej o tym, „że ideologiczne racje są po naszej stronie” nie był przekonany Wielki Brat za wschodnią granicą. Pewnego dnia Leonid Breżniew zadzwonił do Edwarda Gierka. Rosjanin był wyraźnie zdenerwowany

 – Co wy tam wyprawicie w tej Warszawie? Mówią, że chcecie pozwolić Wojtyle na przyjazd do Polski.

 – Tak, chcemy to zrobić. – odparł Gierek. – Stwierdziliśmy, że to ważne dla kraju

 – Czyście na głowę upadli? Z tego będą same kłopoty.

 – Towarzyszu sekretarzu generalny, kłopotów to już tu mamy wiele. Musimy trochę uspokoić ludzi, bo coraz więcej jest niezadowolonych

 – I tak chcecie to zrobić? Dajcie im więcej mięsa do sklepów, ale Wojtyłę trzymajcie z daleka

 – Ależ towarzyszu, polski rząd nie może nie przyjąć polskiego papieża. Przecież to byłby skandal międzynarodowy.

 – Wiem, co zrobicie. Powiedzcie mu – przecież to mądry człowiek – żeby oświadczył publicznie, że jest chory i nie może przyjechać.

 – To niemożliwe – oponował Gierek

 – Jak to niemożliwe?! Gomółka był lepszym komunistą niż wy. Odmówił wjazdu Pawłowi VI i nic takiego się nie stało. A wy trzęsiecie portkami

 – Towarzyszu, mnie polityczny rozum każe wpuścić papieża. Nie mamy innego wyboru.

 – Róbcie jak uważacie. Ale żebyście wy i wasza partia tego później nie żałowali.

Policzek

Towarzysze w Warszawie postanowili nie zlekceważyć żadnego środka, aby zminimalizować niekorzystny ich zdaniem obrót wydarzeń. Nie wyrażono zgody na niektóre propozycje strony kościelnej co do miejsc, które odwiedzi papież. Największa batalia rozegrała się o Piekary Śląskie, gdzie kardynał Wojtyła rokrocznie uczestniczył w pielgrzymce Ślązaków. Teraz – mimo osobistego życzenia Papieża i licznych próśb z samej diecezji– władze twardo powiedziały „Nie” i nie wyraziły zgody na pobyt Jana Pawła II w najważniejszym sanktuarium maryjnym Śląska. Nie pomógł tu nawet list mieszkańców dekanatu piekarskiego do Edwarda Gierka:

Społeczeństwo Miasta Piekary Śląskie – górnicy, hutnicy, rolnicy, handlowcy, pracownicy innych zawodów oraz powstańcy śląscy i wszyscy członkowie ZBOWID-U [Związku Bojowników o Wolność i Demokrację – red.] żądają skorygowania zakazu wjazdu Papieżowi Janowi Pawłowi II do Piekar Śląskich. [...] Narodowi śląskiemu zadano silny ból w samo serce, gdy ogłoszono 30 marca b. roku, że władze partyjne i administracyjne miasta Katowic oraz KC PZPR w Warszawie wydały zakaz wjazdu Papieżowi [...],jakby nam ktoś wymierzył silny policzek – ale za co? Że na Śląsku wydobywa się 98 proc. węgla w skali państwowej dla Polski i na eksport. [...] Przyjazd Papieża Polaka Jana Pawła II do Piekar Śląskich – nie tylko nas utwierdzi w wierze katolickiej, lecz i w miłości do naszej Ojczyzny i władzy Polski Ludowej.”

Były też i inne mniej spektakularne, ale dokuczliwe działania. W niektórych ośrodkach akademickich zorganizowano sesje egzaminacyjne właśnie w czasie wizyty papieża, odmawiano wypożyczenia autokarów na przejazd pielgrzymów lub zorganizowania pociągów specjalnych. Choć oficjalnie władze „robiły dobrą minę”, to czyniono wówczas wiele trudności i bardzo straszono Polaków – wspomina Prymas Polski, kardynał Józef Glemp –. W tym czasie byłem już biskupem Olsztyna. Zamawialiśmy pociągi do Warszawy i z Olsztyna, i z Elbląga. Z Olsztyna pociąg odszedł, ale w Elblągu odmówiono nam, argumentując, że Stolica nie podoła natłokowi ludzi.

Postanowiono również, że papież będzie się przemieszczał helikopterem, aby uniknąć gromadzenia się ludzi na trasie jego przejazdu samochodem. I oczywiście cały czas namawiano ludzi do pozostania w domach przekonując, że wygodniej będzie śledzić uroczystości za pośrednictwem telewizji i nie ryzykować zasłabnięcia w upale (który rzeczywiście był duży)

Pocałunek

Nauczyłem się tego gestu chyba od św. Jana Marii Vianneya – napisał Jan Paweł II w swojej książce „Dar i Tajemnica”.  – Szedłem wśród łanów częściowo już skoszonych, a częściowo czekających jeszcze na żniwo Pamiętam, że w pewnym momencie, gdy przekraczałem granicę parafii w, uklęknąłem i ucałowałem ziemię. Tak ksiądz Karol Wojtyła rozpoczął swoją pracę jako wikariusz w wiejskiej parafii w Niegowici.

Trzydzieści jeden lat później ten sam człowiek, teraz noszący tytuł wikariusza Chrystusa ukląkł na płycie warszawskiego lotniska Okęcie i złożył na niej pocałunek. Jego rodacy na lotnisku i przed telewizorami po raz pierwszy w życiu zobaczyli coś podobnego.

Siedziałem w domu, nie bardzo wiedząc, czy po południu iść na Plac Zwycięstwa czy też nie – wspomina Wacław Sterniński, który w czerwcu 1979 roku miał osiemnaście lat – Jeśli ktoś oglądał regularnie Dziennik Telewizyjny – a ja oglądałem –, to mógł od pewnego czasu czuć się poważnie zniechęcony do udziału w jakichkolwiek uroczystościach z udziałem papieża. Podawano informacje (a może raczej dezinformacje) o problemach komunikacyjnych, o niebezpieczeństwach związanych z tłumnym udziałem w uroczystościach i upałami. Rozchodziły się też pogłoski o stratowaniu tysięcy osób w czasie wcześniejszej pielgrzymki papieża do Meksyku. Krew w żyłach mroziły doniesienia o tym jakoby pod naporem tłumu liny między sektorami przecinały ludzi wpół. Ta propaganda trwała już od pewnego czasu, a tuż przed pielgrzymką jeszcze się nasiliła. Oczywiście, nie każdy zdawał sobie sprawę, że to właśnie jest propaganda, a nie rzeczowa informacja. Przyznaję, ze wiele osób, także z najbliższej rodziny, odradzało mi osobisty udział we mszy. Ja sam nie byłem przekonany czy iść, choć ‘na wszelki wypadek’ wziąłem od mojego księdza katechety kartę wstępu. To było ważne, ponieważ wszędzie ogłaszano, że bez karty wejście na Plac nie będzie możliwe. Było to też pewne zobowiązanie – jeśli miało się już kartę, to rezygnacja z udziału mogła oznaczać, że pokrzywdzony będzie ktoś, kto jej nie ma, a chce iść.

A więc targany takimi sprzecznymi uczuciami usiadłem w sobotę rano przed telewizorem, aby obejrzeć transmisję z powitania papieża na lotnisku Okęcie. Była mniej więcej dziesiąta rano, gdy samolot Alitalii wylądował w Warszawie. Patrzyłem jak samolot kołuje na swoje stanowisko, jak przysuwają schodki, po których do samolotu wszedł Prymas Wyszyński. Po pewnym czasie w drzwiach samolotu ukazała się krzepka postać w białej sutannie. Papież zszedł po schodkach. Gdy stanął na płycie lotniska dosłownie mnie zamurowało. Ojciec Święty ukląkł i pocałował ziemię. Gdy on wstawał ja miałem łzy w oczach. W tej chwili podjąłem decyzję. Po południu muszę być na Placu Zwycięstwa!.

SŁOWA PAPIEŻA:

Ucałowałem ziemię polską, z której wyrosłem.

Ucałowałem ziemię polską, z której wyrosłem. Ziemię, z której wezwał mnie Bóg — niezbadanym wyrokiem swojej Opatrzności — na Stolicę Piotrową w Rzymie. Ziemię, do której przybywam dzisiaj jako pielgrzym.

Pozwólcie więc, że zwrócę się do was, aby pozdrowić każdego i wszystkich tym samym pozdrowieniem, którym w dniu 16 października minionego roku pozdrowiłem zebranych na placu św. Piotra w Rzymie:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pozdrawiam was w imię Chrystusa, tak jak nauczyłem się pozdrawiać ludzi tutaj, w Polsce…

 — w Polsce, w tej mojej ziemi ojczystej, w której stale tkwię głęboko wrośnięty korzeniami mojego życia, mojego serca, mojego powołania,

 — w Polsce, w tym kraju, w którym — jak napisał Norwid — „kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba…” (Moja piosnka),

 — w Polsce, która należy do Europy i do ludzkości współczesnej poprzez cały tysiącletni zrąb swoich dziejów,

 — w Polsce, która przez cały ciąg tych dziejów związała się z Kościołem Chrystusowym i ze Stolicą Rzymską szczególnym węzłem duchowej jedności.

            Z POWITANIA NA LOTNISKU OKĘCIE, 2 CZERWCA 1979

 

KALENDARIUM

 

1978
16 października
Karol Wojtyła zostaje wybrany na papieża. Przyjmuje imię Jana Pawła II.
  23 październikaJan Paweł II wyraża pragnienie przyjazdu do Polski publicznie (w czasie audiencji dla Polaków) i prywatnie (w rozmowie z Henrykiem Jabłońskim).
  28-29 listopada Konferencja Episkopatu Polski uchwala komunikat, w którym mowa jest o zamiarze przyjazdu papieża do kraju; komunikat zostaje odczytany w kościołach.
  11 grudniaCzłonek KC, Stanisław Kania komunikuje sekretarzowi Episkopatu Bronisławowi Dąbrowskiemu, że przyjazd papieża jest niemożliwy.
  19 grudniaDyrektor Sekretariatu Episkopatu, ksiądz Alojzy Orszulik przedstawia kierownikowi Urzędu ds. Wyznań Kazimierzowi Kąkolowi argumenty na rzecz wizyty papieża.
 1979 24 styczniaSpotkanie Gierek–Wyszyński i faktyczna zgoda władz na przyjazd Jana Pawła II.
  28 lutegoPrzyjęcie ostatecznego terminu pielgrzymki.
  2 marca Oficjalny komunikat w sprawie pielgrzymki i zaproszenie papieża przez władze.
  2 czerwca Jan Paweł II ląduje w Warszawie.