(Tak Rodzinie 09/2018)

 

Mieli ze Staszkiem dwójkę dzieci. Trzyletniego Krzysia i siedmioletniego Michała. Nigdy nie zapomni dnia, w którym Michaś pierwszy raz poczuł się źle. Poszli do lekarza, który skierował go na badania. Ich wyniki brzmiały jak wyrok.

– To białaczka – powiedział lekarz.

Chłopczyk umarł. Zostali we trójkę: Krzyś, Staszek i ona. Ludzie mawiają, że nieszczęścia chodzą parami. I druga tragedia nie dała na siebie długo czekać. Stach coraz później przychodził do domu. Mówił jej najpierw, że ma więcej pracy, że musi dorobić. Potem już nic nie mówił. Aż przyszedł dzień, gdy usłyszała to, czego się domyślała.

– Odchodzę. Nie próbuj mnie zatrzymać. Dłużej nie zniosę tego domu. Dopóki żył Michaś, było jeszcze dla kogo żyć, a teraz...

– Jak to! a Krzyś? a ja?

– Wy sobie świetnie radzicie beze mnie. Odkąd chłopak się urodził, świata poza nim nie widzisz. Ja już dla ciebie nie istnieję. Gdyby nie Michaś, to już dawno bym odszedł. Rósł na wspaniałego syna, już widziałem, jak wspólnie wybieramy się na ryby, jak...

Głos mu się załamał. Słaby był – Irena wiedziała to nie od dziś. Ale teraz nie miała siły, żeby go podtrzymywać. Za to ktoś inny miał...

– Masz kogoś?

– Mam.

Wziął skórzaną walizkę, którą kupowali, gdy mieli jechać w podróż poślubną. Wrzucił rzeczy i wyszedł. Później jeszcze wracał. Nie na zawsze, o nie. Tęsknił za Michałem i chciał go widywać. Poza tym chyba z czasem poczuł wyrzuty sumienia. Nieraz miała wrażenie, że chciałby, aby zaakceptowała jego wybór.

Wtedy ktoś z rodziny zaproponował jej rozmowę z księdzem.

- Wujek na pewno coś podpowie - usłyszała.

Poszła. I tak chciała się wyspowiadać a przy tym zapytać, czy ona też ponosi winę za to, co się stało. Ksiądz wysłuchał jej zwierzeń. A potem zapytał:

– Co zamierzasz?

– Nie wiem, sama nie wiem. Czuję się opuszczona i... zdradzona.

– Masz do niego żal?

– Czasem ogromny. Ale potem przychodzą inne myśli. Ja też nie jestem bez winy. Sam mi to wypominał. Nie przyznałam mu racji, ale niepokój we mnie zasiał. 

– On szuka usprawiedliwienia.

– A ja już prawie jestem gotowa, żeby go rozgrzeszyć.

– Tego nie rób. To oznaczałoby odepchnięcie go od was. Dopóki ma wyrzuty sumienia, dopóty jest szansa, że wróci. Nie można mu ułatwiać teraz życia i utwierdzać w błędnej decyzji.

– A jeśli i tak nie wróci?

– Myślisz o rozwodzie?

– Może każde z nas jakoś ułoży sobie życie na nowo...

– Łączy was sakrament i tego nie zmieni decyzja żadnego sądu. Wiem, jak ciężko jest kobiecie w twojej sytuacji, ale proszę: nie wchodź w nowy związek. Wychowuj syna, nie broń mu kontaktów z ojcem, ale sama bądź wierna przysiędze. Twoje dziecko jest tego warte. Krzyś też kiedyś założy rodzinę. Od ciebie zależy, jakie dasz mu fundamenty. A gdybyś czegoś potrzebowała, to przyjdź.

 

Modlitwa za rodziny                   

Wiele lat później Jan Paweł II przyjął na audiencji syna Ireny z jego żoną i dzieckiem. Matka posłuchała rady Wujka Karola i wychowała syna w przekonaniu, że wierność Bogu zawsze przynosi dobre owoce.

Czy zaangażowanie Karola Wojtyły w tę trudną sprawę polegało tylko na udzieleniu wsparcia mądrym słowem? Znając go można domniemywać, że szło za nim jeszcze coś znacznie mocniejszego. Nie brak osób – zarówno z okresu krakowskiego jak i rzymskiego – które potwierdzały, że zgłoszenie jakiejś sprawy Wujkowi oznaczało, iż weźmie ją on na warsztat swojej modlitwy. I nie brak takich, które potwierdzają jak bardzo to pomagało. On sam w „Liście do rodzin” (1994) podkreślał: …trzeba w sposób szczególny uświadomić sobie, jak ważna jest modlitwa z rodzinami i za rodziny. W szczególności chodzi o te rodziny, którym może grozić rozbicie. Trzeba się modlić, ażeby małżonkowie pokochali drogę swego powołania, także wówczas, gdy staje się ona trudna, gdy staje się wąska i stroma, pozornie nie do pokonania. Trzeba modlić się, ażeby także wówczas byli wierni swemu przymierzu z Bogiem.