(artykuł opublikowany przez portal Stacja 7 https://stacja7.pl/rodzina/chema-postigo-ojciec-szczesliwej-osiemnastki-dzieci/)

José María 'Chema' Postigo, ojciec rodziny wielodzietnej, która została uznana wielką rodziną europejską roku 2015 (18 dzieci, z których żyje 15) zmarł w poniedziałek na raka – poinformowała jego żona Rosa Pich-Aguilera w sieciach społecznościowych.

Takiej treści wiadomość opublikował hiszpański dziennik El Mundo 6 marca tego roku. 

„Dowiedzieliśmy się, że pogrzeb Chemy (tak w Hiszpanii skraca się imię José María) odbędzie się za dwa dni, w środę, 8 marca i zdecydowaliśmy się z żoną pojechać do Barcelony” – mówi Rafał Waszkiewicz, moderator Akademii Familijnej. Akademia to stowarzyszenie prowadzące kursy rozwijające kompetencje wychowawcze rodziców. – „Poznaliśmy Chemę wiele lat temu, mogę powiedzieć o nim krótko: to przyjaciel. Razem z Rosą odwiedzili nasz kraj, bardzo pomagali w rozwoju Akademii, więc chcieliśmy, żeby w ostatniej drodze towarzyszył mu ktoś z Polski. W pogrzebie uczestniczyło 4,5 tysiąca ludzi”.

Dużo dziś mówi się o kryzysie męskości, kryzysie ojcostwa i jego skutkach dla dzieci. Gdy w życiu dziecka brakuje dobrej obecności ojca znacząco zwiększa się ryzyko porażki edukacyjnej, popadnięcia w uzależnienia, wchodzenia w przypadkowe związki, jednym słowem wzrasta zagrożenie zmylenia drogi życiowej przez syna lub córkę.

Chema Postigo był odwrotnością takiej postawy. Przypuszczalnie każda z tych 4,5 tysiąca osób obecnych na jego pogrzebie zgodziła by się, że był najlepszym prezentem dla swoich dzieci.

Rafał Waszkiewicz ma żywo w pamięci swój krótki pobyt w domu Chemy i Rosy przed kilkoma laty:

„Oni mieszkają na ostatnim piętrze dużej kamienicy i mają do swojej dyspozycji dach. Wyszliśmy na ten dach wieczorem, Chema jeszcze nie wrócił z pracy, a młodsze dzieci zaczęły ‘wariować’. Pewnie były przejęte tym, że pojawili się jacyś nieznani ludzie (byłem tam z kolegą) i chciały się trochę popisać. Zaczął się niezły rozgardiasz, przepychanki między rodzeństwem i w tym momencie pojawił się tata. Nie strofował ich, ani nie uspokajał. Po prostu wyjął różaniec z kieszeni, dwóch rozrabiaków wziął za ręce i zaczęli chodzić po tym dachu. Chema się modlił, za nim podążyły dzieci. Po kilku minutach był całkowity spokój.”

Rafał zapamiętał też kolację, która zgromadziła przy stole tę liczną gromadę.

„Stół jest specjalnie skonstruowany na potrzeby takiej rodziny. Wymyślił go nieżyjący teść Chemy – Raphael Pich (ojciec szesnaściorga dzieci), aby ułatwić rozmowę i wzajemne służenie sobie. – Stół jest okrągły, na środku ma część obrotową, w której znajdują się różne potrawy. Jego kształt sprawia, że wszyscy mogą sobie patrzeć w oczy i to bardzo sprzyja rozmowie. Dzieci uczone są, że mają służyć osobie siedzącej obok i rzeczywiście, za każdym razem, kiedy mój talerz robił się pusty „podjeżdżało” mi pod oczy (na tej części obrotowej) coś do zjedzenia. Po prostu ktoś to zauważał i podsuwał potrawę. Gdy kończyło mi się picie sąsiad zaraz proponował dolewkę. To wszystko odbywało się w atmosferze wielkiej radości, śmiechów i opowiadanych sobie historii z całego dnia. Chema umiejętnie kierował rozmową, tak, aby każdy mógł podzielić się tym, co dla niego ważne”.

Z okrągłego stołu rodzina Postigo Pich była bardzo dumna. Kilka lat wcześniej sam usłyszałem o nim z ust samego Chemy, który razem z Rosą odwiedzili Polskę z okazji 10-lecia Akademii Familijnej:

„Przy stole wszyscy czują się dobrze, ponieważ jemy – mówił w rozmowie przeprowadzonej w 2013 roku. – To jest ważne nie tylko dlatego, że zaspokajamy głód, ale także dlatego, że kiedy ty jesz, inni mogą mówić. Jesteśmy zadowoleni, ponieważ możemy podzielić się tym, co jest dla nas ważne. To jest czas, kiedy buduje się jedność rodziny.  Jeśli wejdziemy na wyższy poziom, to zobaczymy, że nasz Pan pożegnał się z apostołami właśnie podczas kolacji. Gdy siadasz przy stole, modlisz się na początku, dziękujesz na końcu i myślisz też o tamtej kolacji naszego Pana. Widzisz wtedy inny wymiar tego zwyczaju. W Ewangelii jest napisane, że nasz Pan wziął chleb, odmówił dziękczynienie i łamał go. Przecież my to robimy codziennie. Naszą pracą zarabiamy na chleb, czasem doznajemy cierpienia, kosztuje nas ona sporo walki. To jest bardzo specjalny moment w rodzinie”.

Na ostatnim zdjęciu Rosy i Chemy, leżącego w szpitalnym łóżku widzimy dwoje uśmiechniętych ludzi. Ten uśmiech – tak autentyczny a jednocześnie, biorąc pod uwagę okoliczności, niewiarygodny budzi pytania.

„Cierpienie rodziny po śmierci ojca było autentyczne i głębokie – opowiada Katarzyna Waszkiewicz. – Rosa powiedziała mi, że płakali dużo. Jedno z dzieci przyniosło do domu wiadro, mówiąc, że jest ono na to morze łez. Zarazem jednak był w nich głęboki pokój”.

Po śmierci męża Rosa napisała: „Bóg jest naszym Ojcem. Jest bardzo dobry, chociaż czasem Go nie rozumiemy. Przed godziną Chema odszedł od nas do nieba na zawsze, na zawsze, na zawsze”.

„Oni poznali, czym jest cierpienie – mówi Rafał Waszkiewicz. – Stracili wcześniej trójkę dzieci.”

Sama Rosa tak o tym mówiła:

„Nasze drugie i trzecie dziecko zmarły w odstępie czterech miesięcy. Co do pierwszego lekarz orzekł, że nie będzie żyło dłużej niż trzy lata. Wtedy przyjaciele mówili: „Rosa, proszę nie miejcie już więcej dzieci.  Macie jakiś problem.” Lekarz mówił to samo: „ Jeśli masz troje dzieci i one umierają z powodu problemów z sercem, to następne też najprawdopodobniej będą miały te same problemy. Rozmawialiśmy o tym z mężem. I stwierdziliśmy, że nikt nie będzie decydował, co się dzieje w naszej sypialni.  To jest rzecz osobista. Nikt nie będzie decydował – ani ksiądz, ani lekarz, ani znajomi, ani rodzice, ani dziadkowie. Zdecydowaliśmy się, że będziemy mieli dużą rodzinę, i dziś mamy piętnaścioro dzieci, które żyją. Kiedyś przyjechała do nas ekipa BBC. Kręcili film o największych rodzinach świata. Weszli z kamerą do naszej sypialni.  Zaczęli filmować łóżko. ‘O, to fabryka dzieci!’ – mówili”.

Kilka lat temu Rosa napisała książkę: „Jak być szczęśliwym z jednym, dwojgiem, trojgiem … i więcej dziećmi”. Mąż był pierwszym czytelnikiem powstających w szybkim tempie rozdziałów.

„Powiedziałem jej – wspominał Chema w czasie naszej rozmowy przed czterema laty –  że jeden z nich powinna poświęcić intymności między mężem a żoną.  Jeśli jest tyle dzieci, to ludzie będą chcieli wiedzieć o tym coś więcej.  I dosłownie następnego poranka oświadczyła: ‘mam ten rozdział’.  On jest bardzo piękny, ponieważ wyjaśnia, na czym polega głęboka jedność między mężem a żoną.  To jest specjalny czas. Nie chodzi tu tylko zjednoczenie ciał, to jest zjednoczenie dusz. W ciągu dnia niełatwo jest zatrzymać się na chwilę i zwrócić się wyłącznie do swojej żony, do swojego męża. Więc potrzebne są takie chwile, kiedy ciała i dusze są razem. Kiedy są otwarte na nowe życie.  Tylko od nas zależy, że je powołamy.  Nasz Bóg jest Stworzycielem, a my decydujemy, aby się otworzyć na życie.”

Od tej rozmowy minęły cztery lata i wciąż pamiętam zapał, z jakim mówił Chema. W pewnym momencie zwrócił się do mnie z retorycznym pytaniem:

„Czy ty to rozumiesz?  My możemy powiedzieć Panu Bogu – poczekaj. To zależy od nas. I Bóg czeka, daje nam wolność.  Chodzi o to, aby twoja wolność była otwarta na życie.  Powołujesz nowe ciało, które przychodzi z niczego.  Bóg czeka, aby stworzyć duszę dla tego ciała, które pochodzi z naszej miłości. To jest tak niezwykły moment. Gdyby ludzie to zrozumieli! W tej chwili mają bezpośrednią łączność ze Stworzycielem.  Zobaczyliby, że działanie ich ciał jest tylko częścią cudu, który się wydarza.  To wielka tajemnica.  W tej chwili działa Trójca Święta, ponieważ Bóg Ojciec czeka, aby stworzyć duszę, Jezus Chrystus – Syn czeka na nowe dziecko, a Duch Święty jest miłością, która prowadzi nas do stworzenia nowego chłopca, nowej dziewczynki.  Gdyby ludzie to zrozumieli, to byliby naprawdę zdziwieni”.

„Ich miłość była widoczna i widać też było, że daje dzieciom ogromną siłę – mówi Katarzyna Waszkiewicz. – „Chema był kochającym mężem i kochającym ojcem – dodaje Rafał – a to przejawiało się w wielu drobnych i mniej drobnych rzeczach.” „Jeszcze w pracy starał się wymyśleć jakąś historyjkę lub żart, aby wprowadzić potem dobrą atmosferę przy stole – dodaje jego żona. – Notował to sobie na karteczce, żeby nie zapomnieć.” „W soboty zabierał dzieci do najbiedniejszej dzielnicy Barcelony i tam pomagali ubogim – dodaje Rafał. – Kiedy zastanawiałem się nad okolicznościami naszych spotkań, to zobaczyłem, że właściwie zawsze on pojawiał się po to, żeby pomóc.”

Chema nie znał polskiego przysłowia „Przyjaciela poznasz w biedzie”, ale był jego żywym ucieleśnieniem – także wobec własnych dzieci. W czasie naszej rozmowy zapytałem go, na czym to polega:

„Święty Tomasz mówił, że przyjaźń jest największym przejawem miłości, ponieważ dajesz coś drugiemu i nie oczekujesz niczego w zamian – odpowiedział. – Otrzymujesz od niego tylko miłość. I w tym sensie mamy budować relację przyjaźni z naszymi dziećmi.  Tak naprawdę wszyscy rodzice są przyjaciółmi swoich dzieci, tylko one o tym nie wiedzą. Dzieci pewnie lubią swoich kolegów. Ale z kolegą po prostu rozmawiasz o różnych rzeczach, np. o tym, co wydarzyło się w szkole. Natomiast rodzice dają mu życie, potem żywią, kiedy dziecko jest chore podają mu lekarstwo – to wszystko są dary ofiarowane bezinteresownie. Problem polega na zadaniu sobie pytania: ‘Co mogę zrobić, aby dziecko wiedziało, że jestem jego przyjacielem, bo przecież robię dla niego wszystko, co w mojej mocy? Co mam robić, aby rozwinąć z nim przyjacielską relację?’  Muszę spędzać z nim czas, rozmawiać z nim, bawić się z nim, odrabiać z nim prace domowe, wyjaśniać mu różne rzeczy tak samo jak nauczyciel wyjaśnia rzeczy uczniom.  Kiedy na spotkaniach z rodzinami pytano św. Josemaríę o relacje z dzieckiem, on zawsze mówił: „musisz być jego przyjacielem”.  To były lata sześćdziesiąte i ludzie nie byli przyzwyczajeni do takiego języka. Wówczas relacje między rodzicami a dziećmi były pełne dystansu. Nie wiem jak tu było w Polsce, ale w Hiszpanii tak było.  W tych relacjach było bardzo dużo respektu wobec rodziców. Nie mówiło się do nich „mamo”, „tato”, ale „proszę pana”, „proszę pani”. Mówiliśmy „ojcze”, a nie mówiliśmy „tatusiu”. Dziś widzimy, że te relacje są bardziej przyjacielskie, ale to nie ma oznaczać braku szacunku. Jesteś przyjacielem, jeśli dajesz drugiemu to, co masz najlepszego.”