Uczniowie szkoły „Żagle” Stowarzyszenia Sternik mogli spojrzeć na swoje wyniki w roku szkolnym 2011/2012 z dużą satysfakcją. Ta jedyna w Polsce inicjatywa edukacyjna dla chłopców od szkoły podstawowej po gimnazjum odnotowała po raz kolejny duży sukces na wszystkich poziomach nauki. W Ogólnopolskim Badaniu Umiejętności Trzecioklasisty uczniowie osiągnęli wyniki oscylujące w granicach 90 procent (prawie 20 proc. więcej niż średnia dla Polski i dla województwa mazowieckiego). W teście szóstoklasisty uplasowali się wśród czterech procent najlepszych szkół w Polsce, a w egzaminie gimnazjalnym średnie noty plasowały się na poziomie około 30 procent wyższym od średniej w województwie mazowieckim i (w niektórych przedmiotach) nawet dwukrotnie wyższym od średniej krajowej.
 
Czy ten sukces związany jest z faktem specyfiki szkoły, do której uczęszczają tylko przedstawiciele płci męskiej?
„Z pewnością ma to znaczenie – mówi Janusz Wardak, wicedyrektor ds. wychowawczych – choć trzeba podkreślić, że są także inne czynniki, z których najistotniejszym jest współpraca rodziców, nauczycieli i dzieci.  Niemniej faktem jest, że chłopcy otrzymują u nas edukację, która jest bardziej dostosowana do ich percepcji”. 
Wyniki tej szkoły stają się szczególnie interesujące w zestawieniu z dość radykalną tezą o dyskryminacji chłopców w polskiej edukacji, która swego czasu pojawiła się w prasie po opublikowaniu wyników pilotażowego programu Instytutu Badań Edukacyjnych. Co prawda IBE na swojej stronie internetowej stanowczo zdementował to twierdzenie podkreślając, że badanie pilotażowe nie uprawnia do takich wniosków. Istnieją jednak również inne badania – krajowe i zagraniczne – które wskazują, że jest coś na rzeczy. 
„Można nieco żartobliwie powiedzieć, że w generalnie w naszym kraju istnieją szkoły dla dziewcząt, do których uczęszczają również chłopcy – dodaje Wardak. – Nie chodzi tu tylko o to, że zawód nauczycielski jest zdominowany przez kobiety, ale przede wszystkim o sposób nauczania, który preferuje dziewczęta, a nie bierze pod uwagę typowo chłopięcej natury.”
Coraz częściej mówi się o edukacyjnej luce płci („education’s gender gap”). Jej skutkiem jest malejący udział przyszłych mężczyzn w procesie edukacyjnym. Tom Mortenson z „Boys Project” podaje, że w USA na każde 100 dziewcząt w żłobkach przypada 117 chłopców, w przedszkolu i na początku szkoły podstawowej jest ich tylko trochę mniej (106 i 107), ale potem ten wskaźnik spada. Szkołę średnią opuszcza 96 chłopców na 100 dziewcząt. Zatrważająco wyglądają inne statystyki. Zakłócenia mowy występują u 147 chłopców na 100 dziewcząt, specjalne potrzeby edukacyjne ma 217 chłopców na 100 dziewcząt, klasę powtarza 250 uczniów na 100 uczennic, zakłócenia emocjonalne: 324/100, usunięcia ze szkoły 335/100.
 
Analfabeci spod znaku Marsa
 
 „Edukacyjna luka płci to istotna różnica w osiągnięciach edukacyjnych chłopców w porównaniu do dziewcząt. Chłopcy generalnie gorzej sobie radzą w szkole we wszystkich demokratycznych systemach edukacyjnych objętych badaniami międzynarodowymi” – twierdzi Robert Mazelanik, jeden ze współzałożycieli szkoły „Żagle”. Mazelanik poświęcił ostatni rok na badania naukowe  nad edukacją zróżnicowaną w ramach programu Educational Research Methodology na wydziale edukacji Universytetu Oxfordzkiego.
Jego zdaniem w tym procesie kluczową rolę odgrywa czytanie, które w poważnym stopniu decyduje o sukcesie lub porażce szkolnej. „Brak tej podstawowej umiejętności przekłada się na większość trudności w dalszym uczeniu się i staje się prawdziwą barierą dostępu przy nabywaniu kolejnych kompetencji” – wyjaśnia.
Przed dwoma laty dr Zofia Zasacka z Biblioteki Narodowej wykonała badanie sprawdzające chęć do czytania młodzieży gimnazjalnej (wzięło w nim udział 1472 uczennic i uczniów 70 klas trzecich polskich gimnazjów). Jego wyniki wskazują na to, że rosną nam mężczyźni analfabeci. Dwukrotnie więcej dziewcząt niż chłopców uznało czytanie za lubianą czynność. Co trzeci chłopiec  stwierdził wprost, że nie lubi czytać. Tylko co dziesiąta dziewczynka ma awersję do książek.
Referując te wyniki „Gazeta Wyborcza” wyciągnęła prosty wniosek zawarty w tytule artykułu: „Dziewczynki będą rządzić chłopcami. Nadchodzi seksmisja?”
W świetle badań dr Zasackiej chłopcy dominują wśród uczniów, którzy opuszczając gimnazjum  funkcjonują zupełnie poza książką (lekturą obowiązkową i dowolną). W większości nie są w stanie skupić uwagi na dłuższym, bardziej złożonym tekście.  Nie czytają w swoim czasie wolnym, są pozbawieni motywacji, aby sięgnąć po lekturę z własnej woli,  nie mają wykształconej potrzeby czytania. Konsekwencje? „Jeżeli nastolatki odwrócą się od książek, w dorosłym życiu będą miały kłopot ze zrozumieniem instrukcji obsługi urządzeń domowych, umowy o pracę albo kredytowej” – mówi dr Zasacka. Możliwe, że bez tego da się żyć. Ale czytanie dłuższych tekstów pociąga za sobą rozwój wielu czynności poznawczych.  Wśród nich jest pamięć, koncentracja uwagi, umiejętność selekcji informacji, nie mówiąc już o zdolności krytycznego myślenia (czy hodujemy biernych konsumentów reklamowanych towarów?). Może to wersja apokaliptyczna, ale coraz bardziej realna. I globalna. 
 
Mężczyźni w defensywie
 
Wycofywanie się płci męskiej z edukacji jest wyraźnie widoczne na uczelniach wyższych. Według Diagnozy Społecznej z roku 2009 młode Polki zdominowały krajowe uczelnie. W diagnozie czytamy, że w Polsce jest 70 procent studentek i 55 procent studentów. Na największych polskich uczelniach (Uniwersytet Warszawski, Jagielloński, Wrocławski) 66 proc. studentów to panie. Odsetek ten będzie wzrastać. 
„Już teraz 60% studentów w Stanach Zjednoczonych  to kobiety. Kobiety otrzymują rocznie 170.000 więcej tytułów bachelor niż mężczyźni. Dowcipni twierdzą, że  ostatni mężczyzna w USA otrzyma tytuł bachelor w 2068 roku” – mówi amerykański psycholog dr Michael Thompson, autor książki „Raising Cain” („Wychowując Kaina”). W 1966 roku stopień licencjata na amerykańskich uczelniach uzyskało ok. 42 proc. kobiet i ok. 58 proc. mężczyzn. Od tego czasu udział panów malał a pań zwiększał się, by zrównać się w połowie lat osiemdziesiątych. W roku 2010 nastąpiło dokładne odwrócenie proporcji z roku 1966. 
 „Wiele ośrodków naukowych podnosi głosy, że rozziew między ilością studiujących kobiet i mężczyzn będzie się coraz bardziej pogłębiał, jeśli nie ulegnie zmianie sposób uczenia chłopców” – mówiła jesienią 2011 roku profesor Christina Hoff Sommers z American Enterprise Institute. Podczas międzynarodowego kongresu EASSE, który odbył się w Warszawie, prof. Hoff Sommers pytała, co można zrobić, aby pomóc chłopcom lepiej się uczyć? „W USA ścierają się dwa podejścia do tego problemu – wyjaśniała Amerykanka. – Jeden polega na zmienianiu chłopców tak, aby uwolnić ich od ‘toksycznej kultury męskości’. Drugi zmierza w kierunku uznania, że natury chłopców zmienić się nie da, natomiast można zmienić szkołę tak, aby była dla nich miejscem przyjaznym.” 
 
Polubić szkołę
 
Amerykanie wdrażają oba te modele. 
Są szkoły, w których chłopcy uczą się robótek ręcznych takich jak: robienie na drutach, tkanie czy dzierganie makatek. W innych szkołach zabawy zespołowe (berek, dwa ognie) zostały zmienione tak, aby nikt nie odpadał z gry; nie gra się na punkty, aby nikt nie poczuł się gorszy. Kłopot w tym, że chłopcy wykazują duży opór wobec takich pomysłów. 
„Zamieniają druty do szydełkowania w szable, a na zajęciach haftu pokrywają kanwę wzorami broni lub dzikich zwierząt – mówiła Hoff Sommers. –  W grach zespołowych liczą sekretnie punkty, a co do zabawy lalkami?… Pewien nauczyciel hospitujący lekcję w szkole w Baltimore, prowadzoną w zgodzie z nową tendencją, zaznaczył w notatce z lekcji, że kiedy 9-letni chłopcy zostali zachęceni przez wychowawcę do zabawy lalkami  ‘reakcja uczniów była tak gwałtowna, że nauczyciel długo nie mógł ich uspokoić’.”
Drugie podejście uwzględnia skłonność uczniów do doświadczalnego traktowania nauki, ich ruchliwość i chęć podejmowania wyzwań.  Tak działa m.in. szkoła East Bay w Berkeley. 
W pierwszym tygodniu zajęć uczniowie dostają tu młotki, piły i drewno, aby zbudowali sobie własne ławki.
„Mamy zamiar pozwolić im robić błędy, eksperymentować, być trochę niezorganizowanymi – mówi dyrektor Jason Baeten. – Będzie bałagan, ale myślimy, że zakochają się w szkole”.
Tego typu publiczne, prywatne i niepubliczne szkoły kwitną w znacznej części Stanów Zjednoczonych – podaje Międzynarodowa Koalicja Szkół dla Chłopców. 
„Te szkoły biorą chłopców takich jakimi są. Zamiast karać ich za aktywność przyjmują to i budują program wokół tego  – twierdzi dyrektor wykonawczy Brad Adams. – Odnoszą one wielki sukces”.
 
Co robić?
 
Fachowcy zajmujący się uczeniem chłopców zebrali już sporo doświadczeń. Naturalna skłonność uczniów do rywalizacji znajdzie ujście  np. w wyścigach formuły 1. Metodę tę stosuje się w młodszych klasach szkoły „Żagle” – na specjalnym torze chłopcy przesuwają swoje samochody w zależności od liczby przeczytanych lektur.  Można wykorzystywać  litery magnetyczne, które umożliwiają manipulację i jeszcze lepsze dla młodszych klocki alfabetyczne. Dzięki słowom dotykalnym angażujemy  maksymalną ilość zmysłów i zwielokrotniamy szanse ucznia. Warto wziąć pod uwagę ich większe potrzeby ruchowe. Chodzi tu nie tylko o częstsze przerwy i więcej zajęć wychowania fizycznego. Drobną, ale skuteczną pomocą może być wykorzystanie zgniatacza. To mała miękka piłka lub plastelina do trzymania w dłoni, która podczas czytania zmniejsza napięcie mięśniowe i umożliwia koncentrację. Dobre efekty może dać karaoke – chłopcy lubią śpiewać, połączenie muzyki i czytania umożliwia zaangażowanie nawet najbardziej opornych. Dodanie prostych instrumentów i wprowadzenie elementów rytmiki angażuje kolejne partie mózgu. 
Ogromne znaczenie ma też męski wzór osobowy – ojciec w domu, nauczyciel w szkole. Szczególnie w młodszym wieku dzięki ich wysiłkowi chłopiec może polubić czytanie, polubić naukę i polubić szkołę, która przestanie dla niego być miejscem porażki, z którego chce się uciekać.
„Nasza szkoła działa zaledwie od ośmiu lat – mówi Janusz Wardak. – Mamy w niej jeszcze wiele do zrobienia, ale cieszy nas to, że uczniowie lubią to miejsce. Jeszcze większe nadzieje budzą dotychczasowe wyniki. Szkoła co roku plasuje się w najwyższym staninie w sprawdzianie szóstoklasisty i w egzaminie gimnazjalnym”.  
 
Dlaczego to jest ważne
 
W czasie kongresu EASSE prof. Hoff Sommers podkreślała, że odwrócenie trendu edukacyjnej seksmisji jest istotne z wielu względów. „Z roku na rok pojawia się coraz więcej źle wykształconych lub niewyedukowanych mężczyzn, którym coraz trudniej znaleźć pracę, ożenić się i założyć rodzinę. Jest to też bardzo niekorzystne dla młodych kobiet, którym z kolei trudno będzie znaleźć mężów na ich poziomie. Większość kobiet woli bowiem mężczyzn z podobnym co one wykształceniem”. Cytowała również Richarda Whitmire’a, publicystę specjalizującego się w edukacji:
„Globalny wyścig ekonomiczny, o którym się tak wiele słyszy – zdolność wyprodukowania najlepiej wykształconej siły roboczej dającej gwarancję dobrobytu danego kraju – sprowadza się tak naprawdę do prostej konstatacji: wygra ten naród, który znajdzie rozwiązanie na problemy edukacyjne chłopców.”
Temat edukacyjnej porażki chłopców jest wciąż terenem do odkrycia. Być może mógłby zostać podjęty także przez Instytut Badań Edukacyjnych, którego badania pilotażowe rozpoczęły zataczającą coraz szersze kręgi dyskusję na temat dostosowania metod nauczania do naturalnych predyspozycji uczniów.
 
22.04/5.05 2013