Jest zimny i lekko deszczowy wrześniowy poranek. Na skraju Mazowieckiego Parku Krajobrazowego w Międzylesiu roi się od rowerzystów. Dorośli to sami mężczyźni – ojcowie, którzy przyprowadzili tu swoje dzieci. Za chwilę wezmą udział w rajdzie „Ojcowie na start”, który już po raz drugi organizuje szkoła „Żagle” prowadzona przez Stowarzyszenie Sternik.  Nie jest to szkoła żeglarska, lecz zwykła (a może trochę niezwykła) szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum. Zwykła – ponieważ realizuje program edukacyjny jaki jest w tysiącach innych polskich szkół. Niezwykła – gdyż uczą się tu sami chłopcy w liczbie ponad 400. A także dlatego, że tutaj „gra się na ojca”.

Wśród ponad dwustu uczestników wyścigu jest Andrzej Kobyliński z synem Jackiem (pierwsza klasa szkoły podstawowej). Jacek nieustannie bawi się przerzutką, tata zwraca mu uwagę, że nie powinien tego robić, ale pokusa jest zbyt silna. W końcu łańcuch spada – niemal dokładnie w chwili, gdy rozlega się sygnał do startu. Dla Andrzeja i Jacka wyścig zaczyna się od zmagań z łańcuchem, a potem … wspólnie pokonują ścieżki Parku Krajobrazowego, przebijają się przez piasek, omijają korzenie. W końcu docierają do mety.

– Niby z niego niejadek, ale tak zgłodniał, że pochłonął grilla, był zmęczony, ale potem jeszcze chciał grać w piłkę z chłopakami – mówi pan Andrzej – Jak wróciliśmy, to był taki zadowolony, że ciągle dziękował.

– Nie obyło się bez emocji – dodaje Michał Kaliński, ojciec Grzegorza (trzecia klasa szkoły podstawowej). – Zostaliśmy wyprzedzeni przez kilku zawodników. Podjeżdżając pod piaszczystą górę zeszli z rowerów. Wtedy mój syn zadecydował, że my spróbujemy pokonać wzniesienie na rowerach – odpowiednia zmiana biegów, trochę wysiłku i ponownie wyszliśmy na prowadzenie, którego już nie oddaliśmy.  Świetnie to Grześ zaplanował i byłem z niego bardzo dumny.

Niestety, w skali kraju niewielu synów słyszy od ojców „Jestem z ciebie dumny”. Skutki widać gołym okiem.

 

Najważniejsze pytanie w życiu mężczyzny

Dwa tygodnie przed wyścigiem „Newsweeka” tematem numeru uczynił słabość polskiego mężczyzny. Okładka przedstawiała nagiego faceta skulonego pod wysokim obcasem. „Co z tą polską męskością?” wołał tytuł.   Kilka miesięcy wcześniej „W Sieci” czytamy: „Poważnych ofert brak. Coraz więcej kobiet decyduje się na samotne życie”.  Na łamach prasy coraz częściej pojawia się temat  rozczarowania kondycją mężczyzny, jego kompleksów, nawet uleganiu przemocy ze strony kobiety. Padają różne diagnozy przyczyn takiego stanu rzeczy. Jednak chyba najtrafniejszą dał o. Maksymilian Stępień, dominikanin w Gościu Niedzielnym:  „Od kilkunastu lat z uporem maniaka zadaję ludziom jedno pytanie: W czym chcesz być podobny do swojego ojca? I proszę mi wierzyć, że w 99 procentach słyszę: W niczym” .

„Każdego chłopca w czasie wędrówki do męskości trafia strzała w sam środek serca, tam gdzie jest jego siła – twierdzi John Eldredge w książce ‘Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy’. – Ponieważ rzadko się mówi o tej ranie, a jeszcze rzadziej ją leczy, każdy mężczyzna ją nosi. A ranę tę prawie zawsze zadał mu jego własny ojciec”.

Eldredge wspomina jak poszedł z synami wspinać się na skałki. W pewnym momencie chłopak natrafił na przeszkodę, której nie mógł pokonać. Bał się coraz bardziej, w końcu ojciec zaproponował mu inną skałkę. Ale on chciał zmierzyć się z tym wyzwaniem, któremu nie mógł sprostać. Z pomocą taty udało się. Potem poszedł jak burza. Ojciec pochwalił go: „Jesteś naprawdę ostry”.  Potem zajął się drugim synem.

            „Minęło dziesięć, może piętnaście minut i o wszystkim zapomniałem – pisze Eldredge. – Ale nie Sam. Kiedy ja trenowałem jego brata, on przestępując z nogi na nogę, zapytał cicho: Tato… naprawdę uważasz, że tam na górze byłem ostry? Jeśli przegapisz taką chwilę, stracisz serce chłopaka na zawsze. To nie było jakieś tam pytanie – to było to pytanie, to, które każdy chłopak i mężczyzna pragnie zadać. Czy mi niczego nie brakuje? Czy jestem silny?”.

            – Ja to pytanie zacząłem sobie zadawać dosyć późno – mówi aktor Radek Pazura. Pazura wystąpił w debacie, która odbyła się w czasie pikniku rodzinnego po wyścigu „Ojcowie na start”. –  To było kluczowe, żeby zobaczyć kim jestem naprawdę, czy mam siłę, która pozwoli mi  przetrwać i być prawdziwym ojcem.

– Mnie znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło dużo czasu – dodaje Redbad Klijnstra, aktor i reżyser, drugi uczestnik debaty. – W wieku około 24 lat miałem jeszcze siłę młodości. Potem coś z nią zaczęło szwankować i po jakichś dziesięciu latach uświadomiłem sobie, że moją męską siłę jestem zmuszony pobrać od ojca.

Na trop wpadł czytając książkę „Męskość” Steve’a Biddulpha. Znalazł w niej radę, aby pod jakimkolwiek pretekstem przebywać z ojcem przez przynajmniej 3 dni.

– Mogło to być np. wspólne malowanie mieszkania, albo jakaś wyprawa – mówi. – Poprosiłem go, żeby mnie zabrał do Fryzji i pokazał jego rodzinne strony. Należało doprowadzić do takiej sytuacji, w której powie, że mnie kocha. Któregoś wieczoru byłem już tak zmęczony czekaniem, że wprost się spytałem: „No, powiedz, czy ty mnie kochasz?” „Jasne, że cię kocham!” – odpowiedział. I od tego momentu zacząłem czuć męską siłę.

– Nie pamiętam momentu, kiedy ojciec powiedział mi: „jesteś w porządku, masz wszystko co ci potrzebne do życia, poradzisz sobie” – mówi Sławomir Bardski, trzeci uczestnik debaty. Bardski jest zawodowym tłumaczem, nauczycielem w „Żaglach”, a prywatnie ojcem pięciu synów i dwóch córek. –  Natomiast pamiętam że, zawsze mój ojciec cieszył się z tego, co mi się udawało w życiu, wyrażał swoją dezaprobatę jak mu się coś nie podobało. Czułem jego wsparcie. I to mnie wprowadziło w dorosłe życie.

Przypuszczalnie ani mały Jacek Kobyliński, ani Grześ Kaliński za dwadzieścia lat nie będą pamiętać, że ich ojcowie byli z nich dumni po pokonaniu siedmiokilometrowej trasy po Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Podobnie jak wielu ich rówieśników nie będzie pamiętać, że ich ojcowie patrząc na świadectwo zauważali najpierw złe oceny lub publicznie stwierdzali, że ich synowie są prymitywni jak pantofelki. Może bardziej będą pamiętać, że ojców nigdy przy nich nie było, albo wynieśli się z domu szukając szczęścia gdzie indziej. Dla chłopaka takie działanie ojca niesie zawsze jeden komunikat: „nie jesteś wystarczająco dobry, abym cię akceptował, abym z tobą był”. To jest właśnie rana, o której pisze Eldredge. 

Sposobów zadania rany jest wiele. Skutek zawsze jest ten sam. Boli. Co można zrobić? Albo zacząć leczenie, albo szukać środków przeciwbólowych. Przeważnie wybierają to drugie.

Eldredge: „Dla jednych mężczyzn zrekompensowanie sobie rany staje się ich siłą napędową (gwałtowni), drudzy zamykają się w sobie (wycofani). Z raną powstaje przesłanie – sposób życia, z którego wyrasta fałszywe ja. U źródła znajduje się głęboka niepewność. Tylu mężczyzn czuje, że ugrzęzło – są albo sparaliżowani i niezdolni do ruchu, albo niezdolni do zatrzymania się w pędzie”.

 

Wojownik

„Jechaliśmy samochodem i chłopcy rozmawiali o tym, jakie chcieliby mieć auto, kiedy przyjdzie czas na ich pierwsze cztery kółka” – wspomina Eldredge. Jeden z synów miał trzy propozycje: humvee motocykl lub czołg. Tata, zapytany o zdanie odparł: „Najlepszy byłby humvee, moglibyśmy zamontować działo na dachu”. „A ty mamo – jaki samochód chciałabyś dla mnie?” Odpowiedź była zwięzła:Bezpieczny”.

– Żyjemy w świecie,  w którym bardzo dba się o bezpieczeństwo, może to jest przejaw feminizacji naszego społeczeństwa – mówi Sławomir Bardski. – Emerytury, systemy społeczne, fotoradary.  Niby można się czuć bezpiecznie, natomiast nas mężczyzn to w jakiś sposób kastruje: nie mamy ryzyka. A przecież rolą ojca jest też świadome narażanie syna na niebezpieczeństwo, co matce nigdy nie przyjdzie do głowy.

Potrzeba sprawdzenia się jest w naturze mężczyzny. Ponieważ życie nie znosi pustki w jakiś sposób trzeba ją zaspokoić.

– W moim przypadku nie było interwencji ojca, nie było między nami głębszej relacji – mówi Radek Pazura. – Byłem w gronie chłopaków, byłem hersztem bandy, a wiedzę o męskości otrzymywałem od swoich rówieśników. Naturalnie, nie była to pełna wiedza, raczej karykatura tego, co dziś nazwałbym męskością. Stąd właśnie biorą się później niebezpieczeństwa – zetknięcie się z pornografią, niewłaściwe podejście do seksualności, rozbudzenie zmysłowości, wyobraźni  i tak dalej.

– Mam wrażenie, że energia wojownika, która zaczyna się rozwijać w mężczyźnie jest niebezpieczna, jeżeli nie będzie podłączona do czegoś większego – dodaje Klijnstra. – Ten wojownik musi walczyć o wyższe cele. Jeżeli bowiem męska energia nie pójdzie w górę, to pójdzie w dół. To jest między innymi droga w seks. Męskość zawsze szuka ujścia i lepiej żebyśmy to my nadali kierunek tej energii.

– Pamiętam jak pojechałem z czterema synami w Tatry – wspomina Bardski. – Weszliśmy na Rysy. Spotkaliśmy tam parę osób, wśród nich pewną panią, która powiedziała, że ma 56 lat i jest tu pierwszy raz.  Mój najmłodszy syn, Maks pocieszył ją: „Niech się pani nie martwi, ja mam 6 lat i też jestem pierwszy raz na Rysach”. Nieźle się uśmialiśmy, ale w drodze powrotnej do śmiechu nam nie było,  bo spotkała nas straszna burza. W pewnym momencie bałem się o życie tego małego Maksa, który nie umiał pływać, a potoki górskie mogły nas porwać do stawu. I tak ta czwórka chłopców się utwardzała, a wspólne przeżycia uświadomiły im ich męskość, bo potem nie wróciliśmy do hotelu tylko do zimnych namiotów i wilgotnych śpiworów. Wszystko skończyło się dobrze. Nikt nawet się nie rozchorował!

Oczywiście, sposoby potwierdzania wartości małego mężczyzny mogą być bardzo różne. Odwaga, wytrwałość, stałość, podejmowanie wysiłku mogą kształtować się w rozmaitych okolicznościach.

– Jest coś takiego co można określić cechami męskimi, ale dopiero jako dorosły człowiek zrozumiałem, że zawsze jesteśmy synami naszych ojców i nie dojdziemy do swojej własnej tożsamości męskiej, jeśli nie uszanujemy własnego taty i nie zaakceptujemy go  – dodaje Klijnstra. –  Jeszcze w podstawówce, w Amsterdamie miałem dwóch najlepszych kolegów. Ojciec jednego był strażakiem, a ojciec drugiego policjantem i na dodatek przywoził syna samochodem policyjnym. A mój tata – wówczas student – przywoził mnie na rowerze. Wstydziłem się go i prosiłem, żeby mnie wysadził za rogiem. Dopiero wiele lat później przypomniałem sobie, że dwa razy w życiu przeszedłem z moim tatą 40-dniowy post ścisły – pierwszy raz w wieku 13 lat. To była jedna z najwspanialszych podróży jakie z nim odbyłem. Cały ten niełatwy okres przeszliśmy  razem – on przez cały czas był ze mną. Była to też wspólna wyprawa z ojcem tyle, że duchowa. 

– Kiedy ojciec wymaga od siebie to w pewnym sensie nie musi wymagać od swoich dzieci, bo synowie będą go naśladowali – mówi Bardski.

 

            Ojciec, który nie zawodzi

Konsekwencje braku interwencji ojca są straszne – mówi Pazura. – Popełniłem bardzo wiele błędów i myślę, że gdyby nie interwencja „z góry” czyli Boga Ojca, to mogło być ze mną jeszcze gorzej. W moim przypadku to był wypadek, po którym nie powinienem żyć.

Pazura otarł się o śmierć przed dziesięciu laty i to rozpoczęło w nim wewnętrzny proces, który nazywa nawróceniem. 

– Wówczas zadałem sobie pytanie, kim naprawdę jestem, po co żyję i to dopiero spowodowało właściwą pracę nad moją męskością. Czasami działanie Pana Boga jest niezrozumiałe, czasami brutalne, wydaje się jakby On nam podstawiał nogę, ale robi to po to, by w naszym życiu coś mogło się zmienić.

Określenie „brutalne działanie” nie bardzo pasuje do potocznego obrazu Boga, którego wyobrażamy sobie jako dobrego dziadunia z długą brodą, siedzącego gdzieś tam w chmurach. Nie pasuje też do obrazu Jezusa, który uchodzi za „miłego faceta” pokornie nadstawiającego drugi policzek.

„Dla mężczyzny powiedzenie, że jest stworzony na obraz Boga jest mało zachęcające, ponieważ Bóg jest dla niego albo odległy albo słaby” – pisze Eldredge i sądząc po proporcjach obecności kobiet i mężczyzn w naszych kościołach można zgadywać, że ta diagnoza nie dotyczy tylko Stanów Zjednoczonych.

Ukuł się taki obraz Jezusa Chrystusa jako człowieka miękkiego – mówi Klijnstra – ale przecież widzimy też Jego gniew w świątyni, gdy rozpędza handlarzy. To jest właściwe dla mężczyzny jeżeli dzieje się zło, to mamy prawo wyzwolić w sobie święty gniew.

Kiedy wczytamy się w Ewangelię, zobaczymy, że nie ma bardziej męskiego mężczyzny niż Jezus. Nie tylko potrafi się rozgniewać, ale jest odważny – wychodzi na spotkanie prześladowcom, nie skarży się, oddaje życie za innych. Jest bohaterskim wojownikiem.

Eldredge zwraca uwagę, że także Jezus na początku swojej drogi usłyszał słowa potwierdzenia od Ojca. „Po tym jak został ochrzczony w Jordanie, przed bezwzględnym atakiem na jego tożsamość na pustyni, Ojciec mówi: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” czyli „Jezusie, jestem z Ciebie niezwykle dumny, masz wszystko, co potrzeba”.

Rzecz ciekawa – niewątpliwie największy Polak w naszych dziejach, bł. Jan Paweł II – został wychowany przez ojca i sam mówił o roli jaką jego tata odgrywał w jego dojrzewaniu. Jako dziecko widział go modlącego się w nocy, otrzymywał też od niego ojcowskie upomnienia. Wspominał, jak pewnego dnia ojciec zwrócił mu uwagę, że nie jest dobrym ministrantem, bo za mało modli się do Ducha Świętego i wskazał mu konkretną modlitwę. Papież mówił, że ta rozmowa z dzieciństwa legła u podstaw napisania encykliki o Duchu Świętym.

Ten wpływ ojca widoczny był w dorosłym życiu Karola Wojtyły – pogodny i zdecydowany, pełen humoru i wymagający – najpierw od siebie. Potrafił  narażać życie, ale i spotkać się oko w oko ze swoim niedoszłym zabójcą, a wreszcie zmierzyć się z chorobą i śmiercią.

– Kiedy reżyseruję dla aktorów mężczyzn w Polsce, to zwracam im uwagę: przecież to wasz papież mówi "nie lękajcie się" – mówi Klijnstra. –  Różnie się rozumie te słowa, ale ja mam nieodparte wrażenie, że on to mówił do mężczyzn, bo kobiety w Polsce się nie lękają (śmiech).

 

Paweł Zuchniewicz; współpraca - uczniowie Liceum „Żagle”: Grzegorz Bardski, Filip Głowacki, Jan Maciejewski, Jakub Montewka, Jakub Wilk, Franciszek Witkowski

(WSieci 21-27.10.2013)