Niedziela 25/2023

 

W 1982 roku mijało sześćset lat od sprowadzenia na Jasną Górę wizerunku Maryi i wydawało się czymś naturalnym, że kolejna pielgrzymka Papieża odbędzie się z tej okazji. Nikt nie przewidywał, że w tym okresie historia gwałtownie przyspieszy. Strajki sierpniowe i powstanie „Solidarności” w 1980 roku, zamach na Jana Pawła II i śmierć Prymasa Wyszyńskiego w maju 1981 roku i wreszcie stan wojenny w grudniu tego samego roku wpłynęły znacząco na datę jak i na sam przebieg pielgrzymki.

Negocjacje

„Była taka możliwość, ale się jej sprzeciwiłem” – bardzo mnie zaskoczyły te słowa śp. kardynała Józefa Glempa. Wiele lat później rozmawialiśmy o ewentualnym przylocie Papieża w roku jasnogórskiego jubileuszu. Według relacji Prymasa komuniści byli skłonni zgodzić się na jednodniowy przyjazd Jana Pawła II do Częstochowy na Boże Narodzenie 1982. Kard. Glemp odmówił. Chciał, aby Papież pielgrzymował po całej Polsce i wolał poczekać aż stanie się to możliwe. Prymas wiedział, że dla Polaków znacznie korzystniejszy będzie dłuższy pobyt Papieża w Ojczyźnie niż krótki przyjazd, w dodatku w zimie, która nie sprzyja pielgrzymowaniu. Cel ten udało się osiągnąć już pół roku później.

Władzom komunistycznym zależało na przyjeździe Jana Pawła II. Po wprowadzeniu stanu wojennego Polska była izolowana na arenie międzynarodowej, więc taka wizyta byłaby sygnałem, że – jak to mówiono wówczas – sytuacja się „normalizuje”. Komuniści liczyli na zniesienie sankcji nałożonych przez Zachód po zduszeniu „Solidarności”. Z drugiej strony bali się, że pielgrzymka uruchomi podobnego ducha w narodzie jak to miało miejsce w 1979 roku.

Negocjacje między rządem i Kościołem były trudne. Z proponowanego programu pielgrzymki trzeba było wykreślić Szczecin, Piekary Śląskie, Olsztyn, Łódź i Lublin. Komuniści zgodzili się na Poznań, ale nie pozwolili, by Papież pomodlił się pod pomnikiem Ofiar Czerwca 1956. Zatrzymywanie się Ojca Świętego przy krzyżach poznańskich zostawmy sobie na wizytę Jana XXIV lub Jana Pawła V za sto lat – powiedział kierownik Urzędu ds. Wyznań Adam Łopatka. Punktem spornym było też spotkanie Papieża z przywódcą „Solidarności” Lechem Wałęsą. Ostatecznie ustalono, że będzie ono miało charakter „prywatny”.

Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył

 

Kiedy Ojciec Święty przyleciał do Polski 16 czerwca – wspomina kard. Stanisław Dziwisz w książce „Świadectwo” – dowiedział się, że spotkanie [z Wałęsą] wcale nie jest pewne i istnieje ryzyko, że do niego nie dojdzie. Wtedy, zbulwersowany, powiedział swoim najbliższym współpracownikom: „Jeśli nie będę mógł się z nim zobaczyć, wracam do Rzymu! Kiedy ktoś z otoczenia dał wyraz swoim wątpliwościom, odpowiedział: „Muszę być konsekwentny w stosunku do ludzi”.

Incydent ten pokazuje jak trudna miała to być pielgrzymka. Jan Paweł II wchodził na pole minowe i prowadził łódź Kościoła między Scyllą żądań komunistów a Charybdą oczekiwań społecznych. Komuniści chcieli zinstrumentalizować wizytę Papieża dla swoich celów, a społeczeństwo oczekiwało wsparcia wolnościowych dążeń i zdelegalizowanej „Solidarności”. Wielkie zgromadzenia mogły stanowić zarzewie wybuchu, szczególnie, że napięcie było ogromne. Miesiąc wcześniej milicja zakatowała Grzegorza Przemyka, syna działaczki opozycyjnej Barbary Sadowskiej.

A jednak ani na chwilę Jan Paweł II nie zrezygnował z realizacji celu, który określił niedługo po wprowadzeniu stanu wojennego: „Trzeba zejść z drogi konfrontacji i przywrócić dialog”.

Pierwsze kroki po przybyciu do Polski Papież skierował do katedry warszawskiej, gdzie spoczywał Prymas Tysiąclecia. Przesłanie Prymasa było aż nadto wymowne: przez trzy lata był więźniem komunistów, po uwolnieniu przeprowadził Polaków przez wielką odnowę duchową uwieńczoną jubileuszem tysiąclecia Chrztu Polski. Postrzegany przez komunistów jako wróg, sam nie był niczyim wrogiem. Całkowicie zawierzył Maryi i Jej wstawiennictwu przypisywał niezwykłe owoce, które wydał Kościół w Polsce: Wielką Nowennę, Tysiąclecie Chrztu, wybór Polaka na Stolicę Piotrową, pierwszą pielgrzymkę i wolnościowy zryw narodu pod sztandarem „Solidarności”.

Także w Warszawie Papież przywołał rocznicę wiktorii wiedeńskiej. Zwrócił uwagę na duchowy wymiar tryumfu polskiego oręża nad nacierającym na Europę islamem. To przecież po tej bitwie król Jan III Sobieski wysłał do Innocentego XI list ze słynnymi słowami „Venimus, vidimus, Deus vicit” („Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył”).

Tak jak przed trzystu laty połączyło nas wspólne zagrożenie, tak samo po trzystu latach – rocznica walki i zwycięstwa – mówił Jan Paweł II na Stadionie Dziesięciolecia. – Ta walka, to zwycięstwo nie wykopało przepaści pomiędzy narodem polskim a tureckim. Wręcz przeciwnie, wzbudziło szacunek i uznanie. Wiemy, że – gdy Polska z końcem XVIII wieku zniknęła z mapy politycznej Europy - faktu dokonanych rozbiorów nie uznał nigdy rząd turecki. Na dworze otomańskim - jak mówi tradycja - przy uroczystych przyjęciach posłów zagranicznych pytano wytrwale: "Czy poseł z Lechistanu jest obecny?" Odpowiedź: "Jeszcze nie", padała tak długo, aż nadszedł rok 1918 i poseł niepodległej Polski znów zawitał do stolicy Turcji.

A więc – zdawał się mówić Papież – walka nie musi skutkować wzajemną wrogością. W ten delikatny sposób Jan Paweł II wskazywał rodakom i Kościołowi, że możliwa jest inna droga niż siłowa konfrontacja, choć wydaje się, że na przemoc trzeba odpowiedzieć przemocą.

Świadkowie

 

W Krakowie Papież wyniósł do chwały ołtarzy dwóch powstańców styczniowych, którzy poszli drogą radykalnego oddania się Bogu. Rafał Kalinowski został karmelitą (nawiasem mówiąc założył klasztor karmelitański w Wadowicach – rodzinnym mieście Karola Wojtyły) zaś świetnie zapowiadający się malarz Adam Chmielowski poświęcił się służbie najuboższym przybierając imię brata Alberta. Był to jasny drogowskaz drogi do wolności dla Polaków. Wolność zewnętrzna – zdawał się mówić Jan Paweł II – jest niczym, jeśli nie posiądziemy wolności wewnętrznej, która uczyni nas zdolnymi do miłowania Boga i bliźniego. Wcześniej w Niepokalanowie, mówiąc o św. Maksymilianie, który taką wolność okazał ofiarując swoje życie za ojca rodziny, Papież przywołał słowa św. Pawła „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj”. Słowa te stały się mottem świadka, który potwierdził je najwyższą ofiarą rok później – był nim ks. Jerzy Popiełuszko. Na wiadomość o jego śmierci Jan Paweł II powiedział: „Modlę się, aby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z Krzyża Zmartwychwstanie”. Po trzeciej wizycie w Polsce w 1987 roku Papież widział już to, czego my jeszcze nie dostrzegaliśmy, a co spełniło się w roku 1989 – totalitaryzm upadł bez przelewu krwi i trzeciej wojny światowej.

Paweł Zuchniewicz